Jakimś cudem, czy też psim swędem (zależy od tego, jaką kto ma koncepcję funkcjonowania tego świata), ale jak do tej pory pozostaliśmy nietknięci. O codziennej pracy w Republice Środkowej Afryki, między walczącymi ugrupowaniami, pisze br. Robert Wieczorek OFM Cap.
- Panowie zbrojni – wystartowałem – przyszliście tutaj do bazy, by sądzić złodziei, jak to już stało się od lat zwyczajem. Ale ośmielam się wam przypomnieć, że to jest dawne przedszkole. A jako, że misja katolicka postawiła je dla edukacji, nie będzie się już więcej tutaj lała ludzka krew. Od dwóch lat istnieje w Ndim państwowy college, ale nie ma własnych budynków. Od jutra wchodzę tu z moimi robotnikami, naprawiamy drzwi i okna, a za tydzień będą tu lekcje dla gimnazjalistów. Zdecydowane. A nasi wojacy, może dlatego, że sami przybyli z dala, więc ich to wiele nie interesuje mówią: - Ależ oczywiście, szkoła jest najważniejsza. Bierzcie się do roboty, nie ma problemu.
Od razu w drodze powrotnej wpadłem na zastępcę Pani Mer i Dyrektora College’u informując ich o mym „zarządzeniu”. Zostawiłem ich nieco osłupiałych łatwością nagłego obrotu spraw. A Pani Mer Josephine Henlari (nazwisko znaczy w pana: mająca pieniądze) akurat siedziała z Przewodniczącym Komitetu Rodzicielskiego i tylko przyklasnęli: - Oczywiście, właśnie rozważaliśmy tutaj wspólnie, jak rozmawiać z proboszczem, by wspólnie coś zrobić dla sprawy college’u… Podbudowuję „babkę” na koniec chwaląc, że odkąd mamy kobietę za prezydenta, to od razu lepiej się dzieje w kraju: „Catherine i Josephine urządzą nam nowe państwo!”
Śmiech śmiechem, ale dziś odbyło się spotkanie z rodzicami na temat nowych ławek (dawne żołnierze spalili, bo po co chodzić po chrust do buszu?). Drewniane tablice też im posłużyły za zapchajdziury w oknach. Ale za te parę dni zrobiliśmy nowe – z cementu, tego nie spalą. Ponaprawiane drzwi mają mieć kłódki, ale nie da się ich kupić na targowisku, bo taka u nas teraz prosperita - granice po zamykane i zero handlu. Wyrąbaliśmy też tablicę informacyjną przy drodze i bolszy napis na murze „College de Ndim” – niech się kto spróbuje teraz przyczepić! Verbum factum est. A moi dwaj niedoszli rebelianci z Ndim, Romain i Puissant, pracowali dzielnie przy restauracji szkoły, bo dali sobie wytłumaczyć, że więcej jest radości w dawaniu niż braniu…
Rebelianci z RJ i antibalaka z sąsiedztwa spotkali się w czwartek na targowisku rozważając wspólnie dalsze plany wojenne. Banda i Karre przybyli z południa pokusili się na kolejną próbę rabunku składu części motorowych należących do pewnego Kameruńczyka, ale nowa mediacja załagodziła wszystko. Wieczorem braterstwo broni przypieczętowane było sporym pijaństwem pod mangowcami naprzeciwko kościoła. Ostatecznie, pod osłoną nocy, owe części zostały schowane u mnie na misji w centrum.
A chłopaków z RJ da się jakość skanalizować. Przy okazji okazało się, że zastępcą kapitana Charles jest Laurent z Nzakoundou, mój były seminarzysta z Yole. Chłopak, już kawał czasu temu, spędził ze mną pod jednym dachem 3 lata, ale pewnego dnia musiał wrócić do domu, bo w problematycznych relacjach z kolegami miał zwiększone powinowactwo do noża. Za czasów Bozize był już pisarzem w rebelii APRD, teraz na nowo wstąpił na wojenną ścieżkę jako RJ. Ambiwalentna radość z takiego odkrycia, ale pogadaliśmy sobie sporo u mnie w biurze, wyjaśniając sobie różnice w naszych koncepcjach dążenia do pokoju.
Te ostatnie zawirowania spowodowały kolejne opóźnienie w mej robocie dla Nzoro i Mboum, ale nadrobię. W ostatnie dni kursowałem stale na rowerze w trójkącie nowicjat – college de Ndim – Dakar. Tam stoi szkoła Caritasu, w której, jak już Wam wspomniałem wcześniej, zainicjowaliśmy w tym roku college katolicki – prywatny. Skromnie, jedna klasa, ale zatrybił. Korzystam z okazji, że szkoła jest niezbyt ludna i właśnie stawiamy tam zgrabny mur na werandzie, by zabezpieczyć budynek od plagi nocnych schadzek małych przeżuwaczy z wioski, zostawiających po sobie granulkowatą materię fekalną.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.