W Drohobyczu mieszka prawie 80 tys. ludzi, ale nie ma kina. Jest bezrobocie. Lista zakładów pracy, które przestały istnieć, brzmi jak Apel Poległych.
Daniel przez 9 lat mieszkał w Niemczech razem z mamą i siostrą. Kiedy siostra wyszła za mąż, wrócił do rodzinnego Lwowa. Z kasą i poczuciem, że stać go na więcej niż kolegów. – W nałóg łatwo wpaść, ale wydostać się z niego to bardzo trudna sprawa – mówi.
Oleg jest w Nazarecie drugi raz. Kiedy wychodził poprzednio był pewien, że pokonał nałóg definitywnie. Półtora roku pracował w Polsce. Cały czas „czysty”. Wszystko się układało. Miał dziewczynę. Kiedy wrócił do Lwowa, związek się rozpadł. Sprawdzonym sposobem na problemy były narkotyki. Zanim uświadomił sobie znowu, że to droga ku zagładzie, upłynęło trochę czasu. Teraz znowu jest w Nazarecie, bogatszy o tamto doświadczenie.
– Czy ksiądz może być alkoholikiem? – pyta brodaty mężczyzna. – Większość ludzi na Ukrainie odpowie ci, że w żadnym wypadku! Ale jak ich zapytasz, czy ksiądz może zachorować na cukrzycę lub raka, odpowiedzą, że oczywiście tak, bo to przecież człowiek jak każdy.
Mężczyzna jest księdzem. Mówi, że najtrudniej było mu samemu przed sobą przyznać się do nałogu. Po tym najtrudniejszym kroku jest już łatwiej.
12 kroków, terapia, prowadzona przez fachowych terapeutów, modlitwa, praca, sport, życie we wspólnocie, która kontroluje, ale i wspomaga w chwilach zwątpienia. To przynosi efekty. Prawie połowa uczestników terapii wyzwala się od nałogu.
Zamiast schroniska dla bezdomnych
Wraz z sukcesami terapeutycznymi Nazaretu pojawił się nowy problem: co ma ze sobą zrobić dorosły po zakończonej terapii? Tak powstała Nasza Chata.
– To nie jest schronisko dla bezdomnych – wyjaśnia ks. Igor Szwed. – To jest wspólnota ludzi, którzy pragną razem pracować, żyć w trzeźwości i w miarę możliwości pomagać innym. Trafiają do nas nie tylko ludzie po terapii, ale także byli więźniowie, którzy nie mają szans na znalezienie pracy i mieszkania. Mamy ludzi, którzy wiele lat pracowali poza Ukrainą, najczęściej w Rosji. Przez ten czas rozpadły im się rodziny i teraz nie mają dokąd wrócić. Pomagamy im w uzyskaniu emerytury, do której mają prawo. Są także byłe „dzieci ulicy” – to swoisty fenomen krajów byłego ZSRR. Uciekają z domów jako ośmio-, dziesięciolatki. Nie znają domu ani osiadłego życia. Więcej niż połowa członków naszej wspólnoty to byli alkoholicy.
Gdy zaczynało się lato, w „Naszej chacie” było tylko dwanaścioro stałych rezydentów. Pracy dla każdego nie brakuje. Wspólnota na swojej drodze do samowystarczalności prowadzi spore gospodarstwo. W inkubatorze zaczynają wylegać się pisklęta. Dawne garaże radzieckiego sprzętu wojennego rozbrzmiewają kwikiem prosiąt i rżeniem koni. W jednym z pomieszczeń znajduje się sortownia starych mebli i przywiezionych z Zachodu ubrań.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.