W Drohobyczu mieszka prawie 80 tys. ludzi, ale nie ma kina. Jest bezrobocie. Lista zakładów pracy, które przestały istnieć, brzmi jak Apel Poległych.
Z dwóch rafinerii nie działa żadna. Wytwórnia wierteł górniczych – upadła. Duża szwalnia – przestała istnieć. Zakład dla wojska – zamknięty. Ludzie stąd uciekają. Ci, którzy zostali, żyją w beznadziei. Stąd tylko krok do nałogów. Lokalna administracja przyjmuje je jak dopust Boży albo gradobicie – martwi się, ale nie przeciwdziała. Grupa ludzi skupionych w Caritas Diecezji Samborsko-Drohobyckiej postanowiła to zmienić.
– Na Ukrainie nie ma rodziny, w której ktoś nie byłby uzależniony. Zazwyczaj od alkoholu. – mówi ksiądz dyrektor Igor Kozankiewicz. – Kiedy zaczęliśmy ratować uzależnione dzieci, okazało się, że nasze wysiłki muszą sięgnąć także dorosłych. Ludzie sami o to prosili, mówili o tym przy spowiedzi. Dostrzegli szansę na zmianę i zaczęli o nią zabiegać. Z tej potrzeby narodził się Ośrodek Rehabilitacji Uzależnień Nazaret przy Caritas Diecezji Samborsko-Drohobyckiej. W tym roku Nazaret obchodzi 10 lat istnienia.
Nowe życie bazy
Asfaltowa szosa jest pełna dziur jak po bombardowaniu. Mykoła uciekał nią i wracał trzy razy. Dzięki temu żyje. Pozostali koledzy z jego paczki są już w ziemi.
Droga prowadzi z Drohobycza na Dobrovlany. Na 12. kilometrze trzeba z niej skręcić prosto w las, na wyłożoną betonowymi płytami dróżkę. Za czasów ZSRR były tu zasieki, wartownicy i psy. Strzegli tajnej bazy rakiet jądrowych. Teraz mieści się tam Nazaret.
Mykoła jest teraz terapeutą. Razem z Daniłą, który także wyszedł z nałogu, pracują w Nazarecie. Pomagają ludziom, którzy postanowili wrócić do normalnego życia.
Jest ich prawie 50. Do normalności wiedzie sprawdzona od kilkudziesięciu lat droga 12 kroków. Pensjonariusze różnią się statusem w zależności od drogi, którą przebyli. Najwyżej w hierarchii znajdują się rezydenci. Mogą zamykać swoje pokoje i mają prawo do opuszczania ośrodka. Nowicjusze, którzy dopiero rozpoczynają swój marsz do normalności, pozostają pod ścisłą kontrolą. Niezależnie od statusu każdego dnia po śniadaniu, a przed zajęciami terapeutycznymi, wszyscy dmuchają w alkomat.
Nazar pochodzi ze Lwowa. Studiował weterynarię. Do dyplomu zabrakło mu roku. Ale brać zaczął wcześniej, jeszcze w szkole średniej, kiedy matka wyjechała do Stanów. – Była chata, kasa, towarzystwo – wspomina Nazar. – Jeszcze na początku studiów radziłem sobie ze wszystkim. Kiedy mnie wyrzucili, pojechałem do Londynu. Pracowałem i balowałem tam 5 lat. W 14. roku ćpania przyszło otrzeźwienie, że to droga ku śmierci.
Nazar ma status rezydenta. Od pół roku jest szefem królikarni. Zaczynał od trzech królików, teraz ma dwadzieścia razy więcej. Pracy mu nie brakuje. Przy kolacji na stole kładzie chleb własnego wyrobu. – Duszę w ten chleb włożyłem – mówi z dumą.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.