Kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze Tu-154M na zejście do wysokości 50 m; nie zmieniam swoich zeznań - oświadczył w środę Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, który wylądował kilkadziesiąt minut przed katastrofą samolotu z prezydentem.
Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała w środę, że z opinii nagrania z wieży smoleńskiego lotniska wynika, że kontrolerzy nie zezwolili załodze Tu-154 na zejście do wysokości 50 metrów.
"Słuchałem korespondencji Tupolewa i wieży kontrolnej w Smoleńsku. (...) Padła informacja, iż mają być gotowi do odejścia na lotnisko zapasowe z wysokości 50 metrów. Cały czas to podtrzymuję" - powiedział Wosztyl w trakcie konferencji w Sejmie.
Wosztyl odniósł się do słów mjr Marcin Maksjana z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, który w środę podkreślał, że zeznania dwóch członków załogi Jaka-40 w sprawie wysokości (Wosztyla i nieżyjącego technika Remigiusza Musia), do jakiej wieża lotniska w Smoleńsku zezwoliła zejść Tu-154M, zmieniały się.
Jak cytował Maksjan, Wosztyl 12 marca 2012 r. po odsłuchaniu nagrania zeznał: "Nie wydaje mi się, abym się pomylił, ale nie mogę tego wykluczyć".
W środę Wosztyl mówił: "Od samego początku mówię i potwierdzam: taka informacja padła. Informacja o 50 metrach. Padła w miejscu, gdzie załoga z Tupolewa była dopytywana o lotniska zapasowe i pozostałości paliwa".
Wosztyl skomentował też informację podaną przez Maksjana, że 30 stycznia 2012 r. - po okazaniu stenogramu i odsłuchaniu nagrania z rejestratora - Muś zeznał: "Ja wtedy zrozumiałem, że kontroler mówił 50 m. Nigdy tego później nie weryfikowałem w żaden sposób i dopiero dzisiaj po zapoznaniu się z okazanym mi stenogramem stwierdzić mogę, iż mowa jest o 100 m".
"Informacja o 100 metrach padła, gdy samolot znajdował się na prostej, a to, o czym mówię, wówczas samolot znajdował się zdecydowanie dalej od lotniska" - powiedział Wosztyl. "Nie mogłem pomylić 50 i 100 metrów, ponieważ w momencie, gdy załoga Tupolewa dostała zgodę na wykonanie zakrętu na kurs lądowania, w tym momencie ruszyłem na zewnątrz samolotu, za mną ruszyła załoga samolotu. Tych 100 metrów nie bylibyśmy wstanie fizycznie usłyszeć" - dodał.
Z kolei szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz (PiS) zaznaczył, że prokuratura przedstawiła w środę stenogramy rozmów z wieży, zaś nie przedstawiła osobnego nagrania z tzw. magnetofonu drutowego Jaka-40. Jak podkreślił, nagranie z Jaka już 10 kwietnia było w dyspozycji prokuratury.
"Najważniejszy, nietknięty i niepodejrzewany o manipulację ze strony rosyjskiej dokument i urządzenie nie zostało dziennikarzom przekazane (...). Czekamy na ten stenogram, czekamy na to nagranie. Czekamy już cztery i pół roku" - zaznaczył Macierewicz. Jak dodał, być może prokuratura w swoich materiałach "zmieszała" zapisy z magnetofonu Jaka z zapisami z wieży.
Macierewicz dodał, że na magnetofonie Jaka-40 znalazła się rozmowa wieży z mającym lądować przed Tu-154M rosyjskim Ił-76. "W rozmowie z Ił-76 padła komenda, aby zszedł do 50 metrów, zgodnie z zeznaniami, jakie złożył pan Remigiusz Muś wskazując, że nie tylko słyszał, jak taka komenda została podana Tupolewowi, im i jak została podana Iłowi 76" - podkreślił.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.