Jej syn dowiedział się o tym po fakcie, gdy kazano mu odebrać zwłoki matki z kostnicy. Sprawę zbada Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Godelieva De Troyer miała 64 lata i chorowała na depresję. W 2012 r. w jednym z brukselskich szpitali na jej życzenie podano jej zastrzyk z trucizną. Syn kobiety został poinformowany o tym dopiero wówczas, gdy jego matka już nie żyła. Odebrał telefon i usłyszał, że ma zabrać zwłoki matki z kostnicy.
Dziś Tom Mortier wnosi sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. ETPC rozstrzygnie, czy lekarze podali kobiecie truciznę zgodnie z prawem. Medycy tłumaczą, że chociaż pacjentka była fizycznie zdrowa, to cierpiała na nieuleczalną depresję. Mortier podkreśla jednak, że w przypadku jego matki co najmniej dwóch specjalistów orzekło, że jej depresja nie jest nieuleczalna.
Lekarz, który podał truciznę Godelievie - Wim Distelmans - uśmiercił już w ten sposób ponad tysiąc osób, a w Belgii ma status celebryty. W 2014 r. zorganizował dla lekarzy wycieczkę do obozu Auschwitz. Niemiecki obóz, w którym zginęło ponad milion ludzi, nazwał miejscem inspirującym do dyskusji o eutanazji.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.