Spore zamieszanie medialne wywołała demonstracja środowisk homoseksualnych, organizowana jako Kyiv Pride, w centrum stolicy Ukrainy.
Ukraińscy politycy zajęli wobec niej różne stanowiska. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko udzielił demonstrantom swojego poparcia, podkreślając, że obywatele mają prawo do organizowania zgromadzeń, a siły porządkowe mają obowiązek zapewnić im bezpieczeństwo. Krytycznie o organizacji Kyiv Pride wypowiedzieli się zarówno katoliccy, jak i prawosławni duchowni.
Mer Kijowa Witalij Kliczko wezwał organizatorów do odwołania marszu, aby nie prowokować w mieście zamieszek, które zostaną wykorzystane przez przeciwników Ukrainy. W skierowanym do nich liście światowej sławy bokser prosił, aby zrezygnowali z przeprowadzenia tzw. marszu równości, gdyż zagraża to porządkowi publicznemu i w sposób oczywisty naraża na szwank dobre imię Ukrainy. Podkreślił, że w sytuacji, gdy kraj toczy krwawą wojnę na Wschodzie, organizacja demonstracji, które niechętnie przyjmowane są przez znaczną część społeczeństwa, jest działaniem nierozważnym i może być wykorzystane przez siły zainteresowane psuciem obrazu Ukrainy w oczach społeczności międzynarodowej.
- Ukraina ma w tej chwili tylko jednego wroga, agresora, który atakuje na Wschodzie - pisał Kliczko. Dlatego wzywam Was, abyście nie stali się marionetkami w ręku naszych wrogów.
Jego apel nie został wysłuchany, a efekt był taki, jaki przewidział Kliczko. 6 czerwca demonstrujących pod tęczowymi flagami gejów oraz ich zwolenników, a także ochraniających ich milicjantów, zaatakowały bojówki Prawego Sektora. Już wcześniej lider tej formacji Dmytro Jarosz uprzedzał, że nie dopuści do organizacji gejowskiej parady w Kijowie. Media w Rosji oraz na Zachodzie obszernie informowały o zajściach, sugerując, że atak na gejowską paradę jest kolejnym dowodem na to, że skrajni ukraińscy nacjonaliści zdominowali przestrzeń publiczną Ukrainy.
... ocenił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto.
Wcześniej delegacja protestujących przekazała swoje postulaty wobec KE.
Każdy z nich otrzymał wynagrodzenie 210 razy większe niż przeciętnie zarabiający pracownik.
Z powodu trwających w nich konfliktów zbrojnych, terroryzmu i przestępczości.