Palestyńczycy oczekują od papieża pomocy w rozwiązaniu konfliktu z Izraelem

Brak komentarzy: 0

KAI/k

publikacja 08.05.2009 19:46

Prof. Selim Chazbijewicz opowiedział w rozmowie z KAI o krajobrazie Ziemi Świętej przed wizytą Benedykta XVI.

Poza tym nowym narodem znalazła się jednak cała rzesza wykluczonych – Palestyńczycy. - Tak, ale – jak już mówiłem – oni też dzielą się między sobą. Podczas swojego pobytu w Jerozolimie byłem np. na arabskim uniwersytecie al-Kuds. To uczelnia arabskojęzyczna, a oprócz tego są anglojęzyczne. Pracują tam Arabowie, którzy są lojalnymi obywatelami Izraela. Nie wszyscy bowiem Palestyńczycy są wykluczeni oraz chcą wojny i walki. Spotykałem się z profesorami tego uniwersytetu i muszę powiedzieć, że nie sprawiali oni wrażenia wykluczonych. Oczywiście, jest to pewna elita, niemniej jednak takie generalizowanie wydaje mi się błędne. Należy pamiętać, że obozy dla Palestyńczyków były świadomie podtrzymywane przez państwa ościenne. Przecież zarówno Egipt, Syria jak i Jordania, gdyby naprawdę miały wolę polityczną, dawno by ten problem uchodźców rozstrzygnęły. W Jordanii, kraju muzułmańskim, ci Arabowie-Palestyńczycy którzy nie pochodzą z miejscowych grup plemiennych są obywatelami drugiej kategorii. To, że państwo Izrael nie ufa Arabom, jest poniekąd normalne. U nas też muzułmanie nie cieszą się pełnym zaufaniem. Mówię o imigrantach, a nie o polskich Tatarach. Jest to kwestia współpracy. Czego Palestyńczycy, w szczególności muzułmanie, oczekują od katolickiego papieża? - Palestyńczycy są w większości muzułmanami, ale pośród nich jest też wielu chrześcijan różnych obrządków. W II i III wieku, gdy pierwsze wspólnoty chrześcijańskie rozwijały się na terenie Palestyny, żyły już tam plemiona arabskie. Patrząc historycznie to Arabowie byli w pewnym sensie pierwszymi chrześcijanami. Myślę, że Palestyńczycy oczekują od papieża, światowego przywódcy, pomocy w rozwiązaniu konfliktu z Izraelem. Papiestwo w XIX i XX w. grało rolę koncyliacyjną, papież pełni funkcję pośrednika, kogoś, kto doprowadza do porozumienia stron. Myślę, że wizyta Benedykta XVI stanie się zaczynem kolejnej dyskusji i kolejnego dialogu, które mogą doprowadzić do uspokojenia nastrojów. Palestyńczycy nie oczekują zatem od papieża poparcia dla powstania niepodległego państwa palestyńskiego? - Oczekują. Nie sądzę jednak, by Benedykt XVI na coś takiego się zdecydował. Będzie przebywał na terytorium Izraela i dlatego musi uwzględnić zdanie gospodarzy. Trudno do kogoś przyjechać i mówić mu, żeby oddał kawałek terytorium. Jest do dla Benedykta XVI bardzo trudna rola. Jan Paweł II wybrnął z tego w sposób genialny, ale jego następca jest innego rodzaju osobowością. Jan Paweł II będąc w Izraelu i na terytorium Palestyny wykonał gesty dialogu religijnego, które były pierwsze, świeże i nowe. Myślę tu np. o wizycie w meczecie w Damaszku. Te gesty były na tyle szokujące dla ówczesnej opinii publicznej, że w zasadzie niczego innego nie musiał czynić i mówić. Na ile ten konflikt między Żydami i Arabami ma podłoże religijne? - Jeszcze ojcowie dzisiejszych bojówkarzy Hamasu byli marksistami. W latach 70. i 80. W szeregach Organizacji Wyzwolenia Palestyny czy innych arabskich ugrupowań walczących z Izraelem nikt nawet nie wspominał o islamie. Z chwilą upadku Związku Radzieckiego i komunistycznej ideologii musiały one znaleźć sobie formę zastępczą. Religia jest więc w tym przypadku formą ideologii politycznej, która zastępuje marksizm, szeroko podówczas rozpowszechniony w arabskich społeczeństwach. Ale ten marksizm, jak rozumiem, nie był tak ateistyczny jak europejski? - Marksizm jest zawsze marksizmem, nie znam wierzących marksistów. Ktoś może mniej lub bardziej tolerować zjawiska religijne, ale nigdy się za nimi nie opowie. Można być ewentualnie wierzącym socjalistą lub mieć lewicowe poglądy wyznając daną religię. Dlatego siły polityczne w Palestynie głosiły konieczność powstania świeckiego państwa narodowego. Dopiero niedawno pojawiła się ideologia państwa muzułmańskiego. Powstała ona w ideologicznej pustce powstałej po kompromitacji marksizmu. To wszystko jest działaniem ideologów. Trudno stwierdzić, jak wyglądało państwo muzułmańskie w VII czy VIII wieku. W tym czasie wszystko było religijne, a rozróżnienie na sferę świecką i religijną nie istniało. Niemniej jednak, w oryginalnej doktrynie islamu nie ma zalecenia, by wprowadzać dyktaturę religijną. Podobnie sytuacja wyglądała w Europie do rewolucji francuskiej – prawo religijne było prawem państwowym. Po ojcach komunistach przyszło pokolenie dzieci fundamentalistycznego islamu? - Tak właśnie jest. Jest to ruch odwrotny do tego, który obserwujemy w Europie. Przyzwyczailiśmy się do takiego kierunku, że ojcowie ortodoksyjnie w Boga wierzą, a dzieci w ramach buntu pokoleniowego już nie. Jakie zatem ma znaczenie religia w tym konflikcie? - Konfliktu żydowsko-palestyńskiego nie widzę w kategoriach religijnych, lecz narodowych. Także Izrael był zakładany przez świeckich syjonistów, czyli żydowskich socjalistów i nacjonalistów, którzy niewiele mieli wspólnego z religią. To teraz jest tam wielu żydów ortodoksyjnych czy chasydów. Natomiast ruch przez dziesięciolecia dążący do utworzenia Izraela był świecki. Kierowała nim żydowska inteligencja lewicowa z Europy, która na te tereny przyjeżdżała. Muzeum powstania Izraela jednoznacznie o tym świadczy. Teodor Herzl, główny ideolog syjonizmu, nie przewidywał nawet wprowadzenia języka hebrajskiego. Czy wizyta papieża zmieni położenie Palestyńczyków chrześcijan? Wiemy, że są teraz w bardzo trudnej sytuacji. - Nie wiem, czy zmieni. Być może przyczyni się do uspokojenia nastrojów i jakoś ułatwi im życie. Sytuacja chrześcijan w Ziemi Świętej jest bardzo trudna, żyją oni między zadawnionymi konfliktami. Jeżeli papieska wizyta ich położenie zmieni, to w niewielkim stopniu. Czy w tym całym kotle religijnym i politycznym jest jeszcze miejsce dla chrześcijan? - Jeszcze raz podkreślam, że Arabowie zanim stali się na tym terytorium muzułmanami, byli chrześcijanami. W Ziemi Świętej jest jeszcze wielu wyznawców Chrystusa, choć teraz z niej uciekają. Dlatego zadanie papieża polega na tym, by ten proces powstrzymać. Tradycja kościelnej dyplomacji liczy 2 tysiące lat i Watykan powinien to wykorzystać. Byłoby wielką szkodą, gdyby chrześcijanie uciekli, a w regionie zostałyby tylko dwie fanatyczne grupy muzułmanów i judaistów. Ruchy fundamentalistyczne odbiegają od tradycji klasycznych wersji islamu i judaizmu, otwartych i tolerancyjnych. Na naszych oczach rodzi się nowy rodzaj fanatyzmu – fanatyzm dzieci będący buntem przeciwko marksizmowi ojców. Rozmawiał Kamil Wielecki
Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona

Reklama

Reklama