O pieniądzach z abp Józefem Życińskim, metropolitą lubelskim rozmawia na łamach Gazety Wyborczej Aleksandra Klich.
- Kryzys – czas, gdy ludzie muszą walczyć o przeżycie – to nie najlepszy moment na dyskusje o wartościach? - pyta dziennikarka. - Przeciwnie. Kryzys wyzwala z przywiązania do pieniędzy, uwrażliwia na potrzeby innych, odbudowuje wspólnotę. Wyzwala z błędnego przekonania, że na świecie zawsze musi być równowaga i spokój. Po bankructwie któregoś z lubelskich zakładów poprosiłem o pomoc. Zgłosili się ludzie, którzy zaprosili bezrobotnych na święta Bożego Narodzenia. To nie jest łatwe, bo to przecież święta rodzinne. Ci zaproszeni mówili mi później: „To było wspaniałe, poczułem się znowu potrzebny”. (...) Dziennikarka pyta arcybiskupa o bogatego młodzieńca z Ewangelii, który nie poszedł za Chrystusem, bo nie potrafił porzucić swojego majątku. - Nie uważam, że jeśli zamiast innych wartości wybierzemy pieniądze, to zawsze to się źle kończy. Ale jestem katolickim biskupem i dla mnie ideałem jest Jezus i Jego życie. W końcu nic by się nie stało, gdyby anioł w dzień zwiastowania powiedział Maryi: „Jedną willę będziesz miała w Nazarecie, drugą w Egipcie, na wypadek ucieczki przed Herodem, a trzecią w Jerozolimie. O sprzątaczki i kucharki też się nie martw. Wszystko załatwione”. Wielu uznałoby to za minimalny warunek akceptacji wcielenia: skoro Bóg chce, żebym urodziła Jego syna, to niech się o nas zatroszczy. Ale ani Bóg się nie zatroszczył, ani Maria oto nie poprosiła - mówi arcybiskup. Opowiada też pewną anegdotę: – Z pewnym samorządowcem z zachodniej Polski jedliśmy obiad po jakiejś uroczystości, a on przez cały czas mówił jak najgorzej o Kulczyku. W końcu zapytałem: „A co konkretnie pan Kulczyk zrobił złego?”. Usłyszałem: „On mi totalnie gra na nerwach”. Przekonanie, że ktoś, kto odniósł sukces, musi być niemoralny, stanowi iluzję, w której jakże często wyraża się nasza bezinteresowna nieżyczliwość. - Arcybiskup uważa , że to połączenie PRL-u i działalności współczesnych specjalistów od korupcji. - Gdy słyszymy o tym, ilu wikła się w dwuznaczne sytuacje, kradnie, oszukuje, to łatwo już wtedy o wniosek, że wszyscy bogaci w taki sposób zdobywają pieniądze. Do tego dochodzą kontrasty między poziomem życia różnych grup społecznych - mówi. – Interwencjonizm i opiekuńczość państwa dobrze brzmi na poziomie ogólnych zasad. Problem zaczyna się na poziomie konkretów. Gdzie ma się kończyć opiekuńczość państwa, żebyśmy nie stracili swojej podmiotowości? Albo co zrobić, żeby się nie okazało, że najlepiej finansowo mają się ci, którzy tylko zdali się na opiekę państwa? - mówi abp Życiński. Na pytanie, czy sprawdza się nasz polski liberalizm, odpowiada: Bałbym się mówić o liberalizmie jako takim, bo wciągu tych 20 lat mieliśmy kilka rządów, które albo odwoływały się do jego zasad, albo je odrzucały. Na pewno nie wolno ani straszyć dzieci liberalizmem, ani go absolutyzować. Z jednej strony dziękujmy Bogu, że mieliśmy w Polsce kompetentnych reformatorów – […] Z drugiej strony gnębi mnie pytanie, czy mechanizmy korupcji to przejaw grzechu pierworodnego, czy jest w tym jakiś mechanizm wolnego rynku, któremu dałoby się instytucjonalnie przeciwdziałać. - Czy Kościół powinien oddać? Pieniądze są nie tylko problemem społeczeństw. Ewangelia uczy, że Kościół jest Kościołem ubogich… - mówi dziennikarka Gazety. - ...Raczej akcentuje solidarność z ubogimi - odpowiada hierarcha. - Kościół ubogich to pojęcie odwołujące się do sfery ducha. Założyciel Opus Dei podkreślał, że czuje się odpowiedzialny za zbawienie zarówno kloszarda, jak i doskonale funkcjonującego biznesmena. Ewangelia nie mówi: „Błogosławieni bogaci, którzy dokonali skoku na kasę, albowiem oni będę podziwiani i będą ludźmi sukcesu”. Ale nie mówi też: „Błogosławieni najbiedniejsi”. Nie wynosi na piedestał finansowej nieroztropności. Jednak wystarczy pojechać do Watykanu, żeby się przekonać, jak majątek Kościoła rozpala wyobraźnię wiernych. - A gdyby tak instytucji kościelnej poradzić jak młodzieńcowi z Ewangelii św. Mateusza: sprzedaj, rozdaj ubogim? - pyta dziennikarka. - To jest do przeprowadzenia. Natychmiast się tym zainteresują koneserzy sztuki. Ale nie wiem, w jaki sposób skorzystają biedni. Mają się wprowadzić do opuszczonych kościołów? - mówi arcybiskup. – Wolność od krępujących nas dóbr to istotny składnik wizji Chrystusa i misji jego uczniów. Wizje, by Kościół jako instytucja stał się ubogi, urzekają prostotą, ale powtarzam pytanie: komu przekazać kościelne dobra i kto by na tym zyskał? Zresztą z Watykanu został zaledwie skrawek, nie ma już wielkiego, bogatego państwa. Nie można jednak zniszczyć całej struktury ewangelizacyjnej. Czy np. wolno nam oddać domki nad jeziorem, w których odpoczywają podczas kolonii dzieci z ubogich rodzin? Moglibyśmy bez tego żyć, ale czy bylibyśmy skuteczni? Podziwiam wielu ludzi Kościoła, którzy, wybierając Chrystusa, byli radykalni. Taki Tomasz Merton za prawa autorskie do książek mógł dostać kilka milionów dolarów. Ale był trapistą, więc oddał je swojemu zakonowi, który za te pieniądze np. remontował stare kościoły i klasztory. Asam Merton miał zaiste luksusowe życie: wstawał o wpół do drugiej na pierwsze pacierze, na śniadanie jadł czarny chleb i pił kawę zbożową. I spał we wspólnej sypialni, słuchając chrapania współbraci, bo trapiści nie mają oddzielnych cel, żeby się nie przywiązywać do własnego mieszkania. - Rozumiem, że Kościół jako instytucja nie może się obejść bez pieniędzy. A gdyby tak wprowadzić zasadę absolutnej transparentności? - pyta dalej dziennikarka. - Od kilkunastu lat publikuję bilans kurialny. Jedyny jego efekt jest taki, że nikogo te cyferki nie interesują. No, chyba że miałbym długi, byłaby jakaś afera, to wtedy wszyscy by huczeli. - Od czasu do czasu wybuchają w Kościele afery finansowe. Nie da się tego uniknąć? - pyta Klich. - Nie miałem takich perturbacji ani w Tarnowie, ani w Lublinie, więc trudno mi się kompetentnie wypowiadać - mówi arcybiskup. - Może jednak problem majątków kościelnych należało inaczej rozwiązać? - sugeruje dziennikarka. - Teraz trudno byłoby tę sprawę odkręcać. Niewątpliwie jest to delikatny problem. Sądzę, że w znacznej mierze to było odreagowanie PRL-u, gdy władza traktowała instytucje kościelne niesprawiedliwie i nieuczciwie - odpowiada metropolita lubelski.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.