Byłoby fatalnie, gdyby uchodźcy nie doświadczyli od nas chrześcijańskiej postawy – uważa bp Krzysztof Zadarko.
Także polscy biskupi przypominają, że główny wysiłek świata powinien iść w kierunku wygaszania konfliktów, czyli przyczyny ruchów migracyjnych.
– Oczywiście.
Tymczasem fala wzbiera i chyba nikt nie jest w stanie napisać niezawodnego scenariusza dalszych wypadków...
– Tak, sytuacja jest dynamiczna. Ponad 4 miliony Syryjczyków przebywa w obozach w Turcji, Jordanii i samej Syrii.
Nie mamy więc gwarancji, że obecne liczby uchodźców gwałtownie się nie zwielokrotnią.
– Nie mamy. Stoimy przed wielkim wyzwaniem, które jest o tyle groźne, że rzeczywiście nikt nie potrafi powiedzieć nic pewnego. Poza dwoma wspomnianymi graczami, którzy na Bliskim Wschodzie mają najwięcej do powiedzenia.
Wracając na nasze podwórko. Gdyby pójść za apelem papieża Franciszka i abp. Gądeckiego, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców, to w sumie dałoby to około 30 tys. osób.
– Myślę, że „zabraknie” nam uchodźców.
To znaczy jesteśmy w stanie przyjąć 30 tys.?
– Tak, jestem pewien. Czy ktoś sobie uświadamia, że gdy w 1997 r. wybuchła wojna w Czeczenii, państwo polskie udzieliło schronienia ponad 110 tys. Czeczenów? Tylu przeszło przez polskie ośrodki, otrzymując niezbędną opiekę. Z tej liczby w Polsce zostało około 10 tys. Reszta wyjechała na Zachód. Pytam: gdzie widać ślady ich pobytu?
A więc nawet 30 tys. nie będzie dla Polski problemem?
– Oczywiście. Obawy i lęki wywołane są wyobrażeniem 30-tysięcznej masy ludzkiej. Program unijny przewiduje jednak proces sukcesywnego przyjmowania w Polsce około 12 tys. uchodźców, przez kilka lat. Nie ma rządowych możliwości przyjęcia w naszych ośrodkach ich większej liczby, tak by dokonać procesu ich rejestracji, udzielenia opieki medycznej, psychologicznej, prawnej, socjalnej... – przy zachowaniu przepisów unijnych i postanowień konwencji: genewskiej i dublińskiej. To są skomplikowane procedury, dlatego uchodźcy muszą przebywać w tych obozach przez jakiś czas. Nie będzie więc tak, że ci ludzie raptem pojadą do parafii, na plebanie i rozproszą się po całym kraju.
A więc ten obraz przygarniania uchodźców pod własne dachy: rodzin, plebanii, klasztorów nie jest do końca prawdziwy? To nie na tym będzie polegało?
– To jest symboliczne, piękne powiedzenie papieża, ale rzeczywiście, logistycznie nie jest realne, by rozparcelować uchodźców wśród wiernych w parafiach. Uchodźcy podlegają odpowiednim procedurom. Idziemy w kierunku modelu szwedzkiego, który zakłada dwa etapy: preintegracyjny, a następnie – integracyjny. Od samego początku, od przyjęcia uchodźcy na granicy zostaje on wciągnięty w pewien program integracji, czyli powolnego oswajania, przygotowania, szkolenia, wyjaśniania, kim jesteśmy i co możemy zaoferować przybyszom. Ta koncepcja jest lepsza od modelu francuskiego, w ramach którego oferowano obywatelstwo, opiekę i zachętę do urządzenia się w nowym kraju. Taka polityka spowodowała powstawanie gett, których mieszkańcy są niezdolni do przyjęcia europejskiej mentalności. Polska koncepcja przewiduje, że jeśli uchodźcy chcą, to po opuszczeniu miejsca pobytu, w którym zostali zarejestrowani i przebywali przez kilka miesięcy, mogą opuścić ośrodki. Wówczas „wychodzą” też spod kompetencji MSWiA (a konkretnie Urzędu do Spraw Cudzoziemców), przechodząc pod kompetencje Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Powstaje pytanie o sytuację finansową uchodźców po opuszczeniu ośrodków. Czy jako państwo jesteśmy przygotowani na zapewnienie tym ludziom opieki i procesu integracyjnego? Trzeba na przykład znaleźć osobę, która będzie im towarzyszyć jako opiekun międzykulturowy i pokaże, gdzie jest urząd miasta, szkoła, lekarz...
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.