Lęk, obawa jest czymś naturalnym. Jako emocja nie podlega ocenie. Po prostu jest. Pytanie polega na tym, co z nim zrobimy.
Sprawa imigrantów to nadal jeden z głównych tematów w mediach. Ale nie tylko. Często wypływa w prywatnych rozmowach. W wypowiedziach wielu osób wydaje się dominować lęk. Lęk przed inną kulturą. Lęk przed potencjalną agresją i możliwą przemocą. Lęk przed końcem świata, jaki znamy.
Tak, to prawda. Nasz świat – europejski, polski – nie będzie już taki sam. Wśród nas pojawią się ludzie wychowani w innej kulturze, w dodatku dotknięci traumą wojny i ucieczki. Ludzie, którzy będą chcieli się u nas odnaleźć lub nie, ale w każdym wypadku pozostaną sobą. Będą inni.
Tak, to prawda. Codziennie niemal słyszymy o aktach terroru i zbrodniach. Ich autorzy ich nie ukrywają, wręcz przeciwnie, demonstrują i grożą. Ich celem jest wywołanie lęku. Nieocenioną pomocą są media, dla których emocje, zwłaszcza negatywne, to sposób na klikalność.
Lęk, obawa jest czymś naturalnym. Jako emocja nie podlega ocenie. Po prostu jest. Pytanie polega na tym, co z nim zrobimy. Jakie znajdziemy na niego sposoby i co z nich wyniknie.
Pierwszy sposób to izolacja. Odgrodzenie się od potencjalnego zagrożenia. Czy to zmniejszy lęk? W żadnym wypadku. Im większa izolacja, tym bardziej będzie rósł, bo tym bardziej obce będzie to, co za murem. Czy izolacja może być skuteczna? W dobie Internetu, połączeń lotniczych, gdy potencjalne zagrożenie jest tuż obok? I nie tylko obok, ale także wśród nas? Nie dalej jak wczoraj pojawiły się kolejne groźby ze strony IS wygłoszone jakoby przez Polaka. Żaden mur nie pomoże na powrót do ojczyzny naszych własnych rodaków…
Drugi sposób to poznanie potencjalnego zagrożenia z bliska. Zmierzenie się z lękiem i własnymi wyobrażeniami. Na ile jest realne, na ile wyobrażone, na ile celowo podsycone? W Internecie pojawiło się ostatnio kilka relacji z Węgier. Sprzed kilku dni, może tygodnia. Warto się z nimi zapoznać. Warto wiedzieć, jak są – na przykład - robione zdjęcia. O instrukcji, która wyciekła z węgierskich mediów (nie pokazywać dzieci!) już wiadomo. Ale nie tylko węgierskie media manipulują obrazem. Można tak zrobić zdjęcie, by mała grupka okazała się tłumem. To, co wybiorę jako tło, też ma znaczenie…
Kolejny krok to określenie realnego zagrożenia i próba jego zminimalizowania. Jak można zmniejszyć ryzyko? Następny to pytanie, jakie są oczekiwania wobec nas tych, którzy do nas idą. I z drugiej strony – jakie są nasze zobowiązania? Co możemy im zaoferować, na co się nie godzimy? Jeśli jesteśmy nieprzygotowani do zadań, jakie przed nami stoją, jak można się przygotować? Mówienie o nieprzygotowaniu nie może być zasłoną dymną, której celem jest ukryta odmowa. Jeśli ktoś chce odmówić, niech ma odwagę powiedzieć to wprost.
Last but not least: pytanie o moje chrześcijaństwo. Duch Święty nie zamyka w okopach, ale wyprowadza na ulice i place. Daje łaskę zwycięstwa nad lękiem. Czy w oczach Boga dobrem będzie zamknięcie, czy wyjście? Czy nie jest moim zadaniem głoszenie Ewangelii – słowem i czynem – także tym, którzy do nas przyjadą? Słychać obawy o islamizację… Czyżbyśmy uważali islam za bardziej atrakcyjny niż chrześcijaństwo? Obietnice Mahometa za lepsze niż to, co oferuje Jezus?
Oni się nie boją śmierci! – można czasem przeczytać alarmujące komentarze. A my – chrześcijanie - czemu się jej boimy? Czy sprowadziliśmy nasze chrześcijaństwo tylko do doczesności? Do kultury? Jeśli tylko w tym życiu w Jezusie pokładamy nadzieję, bardziej od innych jesteśmy godni politowania. To nie ja, to św. Paweł.
A może – mając to w pamięci – już w Jezusie nie pokładamy nadziei? Jeśli tak, na czym jeszcze polega nasze chrześcijaństwo?
Polecam do przeczytania:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.