Polska Agencja Prasowa pozwała jednego z wydawców prasowych do sądu za bezprawne wykorzystywanie serwisu. Domaga się 1 mln 150 tys. zł odszkodowania, przeprosin i zaprzestania bezprawnej praktyki. Na razie PAP nie ujawnia, o którego wydawcę chodzi.
Pozew wpłynął do Sądu Okręgowego w Warszawie. Pozwany to duży międzynarodowy koncern medialny, wydający co najmniej kilka różnych tytułów prasowych.
"Wtórne wykorzystywanie informacji w internecie jest po prostu kradzieżą, a ono się powszechnie dzieje" - powiedziała na poniedziałkowej konferencji prasowej członek zarządu PAP dr Ada Kostrz-Kostecka. "Niestety upowszechnia się przekonanie, że to, co jest w internecie, jest bezpłatne. Z portalu, który kupuje od nas serwis i działa legalnie, ktoś może skopiować depeszę, a to już jest bezprawne wykorzystanie naszej informacji" - mówiła. Dodała, że są również sytuacje, gdy ktoś korzysta bezprawnie z kodów dostępu do serwisu, za które wydawcy płacą, "na zasadzie - kolega koledze przekazał".
"Podjęliśmy systematyczne działania uszczelniające dostęp do serwisu. Druga sprawa to kwestia internetu. Potrzebny byłby sojusz agencji prasowych z wydawcami prasy" - podkreśliła.
Jak powiedziała, monitoring prowadzony przez PAP obejmuje nie tylko prasę drukowaną, ale przede wszystkim internet, gdzie depesze PAP są masowo wykorzystywane przez nieuprawnione podmioty, które nie ponosząc żadnych nakładów - kosztem Agencji - budują swoją pozycję rynkową.
"Broniąc się przeciwko takim praktykom, chcemy chronić nie tylko nasze prawa, ale też prawa naszych klientów, którzy korzystają z agencyjnych treści na podstawie legalnie podpisanych umów" - podkreśliła Kostrz-Kostecka.
W ocenie medioznawcy dra Juliusza Brauna, proces w dobitny sposób zwraca uwagę na zjawisko, o którym od jakiegoś czasu coraz głośniej się mówi. "Takie rosnące przekonanie, że informacja to coś bliżej niesprecyzowanego, z czym można wszystko zrobić, jest dla mediów niebezpieczna - powiedział.
"Przyjęło się u niektórych wydawców i wśród młodych kolegów dziennikarzy, że internet jest takim supermarketem, gdzie wyłożono towar, można zapakować do koszyka ile się chce i wyjść. Niektórzy zapomnieli, że na końcu jest kasa i wypadałoby za to zapłacić" - mówił p.o. redaktor naczelny PAP-Media Mirosław Harasim.
"Już w piątek, kiedy poinformowaliśmy redakcje o dzisiejszej konferencji, dzwonili do nas koledzy redaktorzy z różnych mediów i pytali: czy to przypadkiem nie chodzi o nas? Zdaje się, że w różnych redakcjach niektórzy mają nieczyste sumienie" - powiedziała Ada Kostrz-Kostecka.
PAP nie ujawnia nazwy pozwanego wydawcy, bo jest to pierwszy tego typu proces. "Nie poprzestaniemy na tym jednym, będziemy dalej występować o obronę naszych interesów" - tłumaczyła Kostrz-Kostecka. Pozwany wydawca wysłał w poniedziałek do PAP wezwanie do zaniechania działań, pod groźbą dochodzenia odszkodowania. "Mamy dowody na to, że była kradzież informacji, ale nie jest naszym głównym celem procesowanie się, tylko walczenie o swoje prawa"- dodała wiceprezes PAP.
Kwota 1 mln 150 tys. zł odszkodowania, jakiego domaga się od pozwanego PAP, to równowartość opłaty abonamentowej z 11 miesięcy - czasu, w którym udokumentowano bezprawne korzystanie z serwisu. "PAP mogłaby starać się o trzykrotność tej kwoty, ale jest powściągliwa" - zaznaczył reprezentujący PAP mec. Andrzej Karpowicz.
Harasim podkreślił, że Agencja zatrudnia 235 dziennikarzy, tworzy dziennie 1000-1300 informacji. Są to nie tylko informacje bieżące, ale również skomplikowane analizy, raporty wymagające głębokiej wiedzy.
Przypomniał, że PAP, zgodnie z ustawą, musi realizować misję: informować o bieżących wydarzeniach i o wszelkich działaniach, "nad którymi często media się nie pochylają, ale z których korzystają". "To oznacza dla nas gigantyczną pracę i koszta" - podkreślił.
Jak mówił Harasim, w tym roku PAP miała otrzymać 4 mln zł dotacji, ale przy pierwszej korekcie budżetu tę dotację obcięto o 1,5 mln. "Wobec sytuacji, jaka ma miejsce, można się domyślać, że tych pieniędzy w ogóle nie będzie. (...) Irytuje nas, naszych dziennikarzy, że ich praca jest wykorzystywana w sposób niezgodny z umowami, bądź poza nimi. Dlatego śledzimy w tej chwili uważnie, co wydawcy robią z naszą informacją, jak ją wykorzystują" - dodał.
Według mec. Karpowicza, dowodami w sprawie jest ponad 100 dokumentów, na które składa się m.in. porównanie depesz PAP z publikacjami pozwanego wydawcy. Jego zdaniem, nie ma możliwości, by publikacje wydawcy powstały bez znajomości oryginalnych depesz PAP. Jak mówił, informacja bywa powtarzana w kilku zdaniach, bywa też cytatem dosłownym, a niekiedy - wyraźnym przetworzeniem depeszy i jej zredagowaniem na nowo. O kradzieży w tym przypadku może świadczyć to, że osoba, która to robiła, "zachowuje jednak specyfikę stylu agencyjnego" - tłumaczył.
Według Karpowicza, kolejnym dowodem w sprawie jest to, że przy niektórych wydarzeniach, z których potem powstały relacje, obecny był wyłącznie dziennikarz PAP. "Oczywiście później można było zdobyć informację, rozmawiając z uczestnikami tego zdarzenia, ale niewątpliwie taka informacja wypłynęłaby grubo później, a nie niemal w tym samym czasie, co w PAP" - tłumaczył.
W pozwie PAP powołuje się na trzy akty prawne: Prawo autorskie, ustawę o ochronie baz danych, ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, a także na Kodeks Dobrych Praktych Izby Wydawców Prasy.
PAP nie jest pierwszym wydawcą, który wytacza proces za nielegalne powielanie swoich treści.
W lutym 2009 r. Infor Biznes (wydawca "Gazety Prawnej" oraz portali: gazetaprawna.pl i forsal.pl) pozwał w podobnej sprawie Polską Federację Rynku Nieruchomości. Spółka przygotowuje też 10 kolejnych pozwów związanych z nielegalnym wykorzystywaniem jej treści w internecie. W sumie wydawca wycenił swoje straty na 2 mln zł.
"To pokazuje, jaka jest skala strat, które ponoszą wszyscy wydawcy z tytułu bezprawnego korzystania z contentu" - powiedział PAP rzecznik Infor Biznes Marcin Malinowski. "Nie ma czegoś takiego jak darmowa informacja. Wszystkie artykuły mają swoich właścicieli i nie może być przyzwolenia na to, żeby ktoś zapewniał sobie np. ruch na witrynach internetowych, kopiując cudze treści" - dodał.
Podkreślił, że pozwy to tylko jeden z elementów działań promujących ochronę praw autorskich.
Oprócz procesów wydawcy próbują systemowo zapobiegać zjawisku nieuprawnionego korzystania ze swoich tekstów. W 2003 roku, pod egidą Izby Wydawców Prasy, zawiązano Stowarzyszenie Wydawców Repropol. Organizacja otrzymała niedawno od ministra kultury licencję na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi (jest ona w trakcie uprawomocniania). W założeniu Repropol ma m.in. kontrolować sposób wykorzystania materiałów prasowych oraz pobierać wynagrodzenie należne z tego tytułu wydawcom.
Polska Agencja Prasowa jest producentem i wydawcą Codziennego Serwisu Informacyjnego, Codziennego Serwisu Fotograficznego, Serwisu Infograficznego, Serwisu Naukowego, Serwisu PAP-Life oraz wielu serwisów tematycznych. Serwisy PAP są chronione przepisami ustawy z 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych.
Wszelkie materiały pochodzące z serwisów PAP mogą być wykorzystywane wyłącznie na podstawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.