Dlaczego tak się dzieje – w człowieku, w środowiskach (czasami ściśle związanych z religią), ba, w całych epokach – że modlitwa zamiera bądź się degeneruje? Skąd ta słabość, ten grzech, który zresztą bywa bezpośrednią i pośrednią przyczyną wielu innych.
Główną przyczyną chorób i śmierci modlitwy jest zawsze utrata wiary w prawdziwego Boga i w konsekwencji zastąpienie Go bożkami. Bałwochwalstwo występuje generalnie w dwóch wersjach, mocnej i słabszej (ale i ta druga skutecznie detronizuje Boga).
W pierwszym (mocnym) przypadku bałwochwalstwa punktem wyjścia jest fakt, że Bóg jedyny, niepojęty, niewidzialny jest wszechmocą, której nie da się sobie samemu podporządkować. Najkrócej: trwałe obcowanie z Tajemnicą Boga jest czymś „męczącym” dla zdeprawowanej grzechem ludzkiej natury (patrz: 40-letnie kłopoty z Bogiem Izraelitów na pustyni i całe ich późniejsze dzieje, rozpięte tragicznie między Jahwe a Baalem). Zamienić „swą Chwałę na wizerunek cielca jedzącego siano” (Ps 106,20) – oto marzenie bałwochwalcy. I tylko pozornie pokusa wydaje się głupawa i łatwa do odparcia. Bo przecież uciekając od Niepojętej Tajemnicy, od wypalającego grzeszne ego ognia Boga (Bóg jest „pożerającym ogniem”, Pwt 9,3; Jezus Zmartwychwstały ma „oczy jak płomień ognia”, Ap 1,14a; płonący krzew… Poparzy? Spali?) i tworząc bożka zrozumiałego, odpowiadającego naszym schematom i naszym projektom, zyskujemy boga dostępnego, boga na naszą miarę i w naszym zasięgu. I najważniejsze: boga, którym da się sterować. Jest przewidywalny i w zasadzie niespecjalnie różni się od naszej własnej siły życiowej. I od nas samych. Lejce życia są wtedy w naszym ręku. Oto czar bałwochwalstwa, stała pokusa wierzącego człowieka: złudzenie, że da się „służyć dwóm panom” (por. Mt 6,24; Łk 16,13)… Ale właśnie ów drugi pan jest głuchy na dramatyczną muzykę psalmów. Do niego nie można się modlić – ze Słowem nie ma on nic wspólnego. Modlitwa więc zamiera, a potem umiera.
W drugim (słabszym) przypadku bałwochwalstwa proces przebiega łagodniej i jest pozbawiony świadomej, perwersyjnej zamiany Jahwe na Baala. Rzecz odbywa się bez wyraźnie złej woli (raczej, choć nie zawsze), a przyczyna leży w lepkiej i ciężkiej, obezwładniającej duchową świeżość materii codzienności i jej pokrewnych. Właściwie to chcemy się modlić, ale wielkie słowa wiary Kościoła są zbyt odlegle od naszego życia, aby mogły tak po prostu stać się naszymi słowami – właśnie tu wkracza magma codzienności, natura świata pod postacią tzw. prozy życia, którą Orygenes nazywa „ziemską krzątaniną”. Dzieje się to, co my wszyscy – mali i więksi bałwochwalcy – doskonale znamy z własnego codziennego doświadczenia: żyjemy tak pochłonięci sprawami dnia codziennego, tak bardzo daleko od Boga, że próba rozmowy z Nim szybko się kończy. Ściągająca nas w dół „krzątanina” nie jest więc jedynie taką sobie, niewinną, zwykłą i naturalną przypadłością śmiertelnych… Jest ona znakiem czegoś w nas mroczniejszego, jakiegoś dogłębnego popsucia. I dzieje się to, o czym pisał Paweł Rzymianom: „nie umiemy się modlić tak, jak trzeba” (Rz 8,26b).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.