Łatwo sobie można wyobrazić, co by się działo, gdyby niecne sprawki o. Vlašića wyszły na jaw po zaakceptowaniu „objawień” przez Kościół.
Informacja o przeniesieniu do stanu świeckiego propagatora objawień w Medjugorje i opiekuna sześciorga dzieci, które rzekomo miały te objawienia otrzymywać, bardzo powoli przebija się do publicznego obiegu. Nie dziwię się. Dla wielu ludzi, zafascynowanych wydarzeniami w tej niewielkie miejscowości na terenie chorwackiej części Bośni i Hercegowiny, to wiadomość bolesna. Tym bardziej, że nie tylko w przeszłości do Medjugorje przybywały miliony ludzi, a wśród nich wielu księży, zakonników, zakonnic. Nadal w ofercie niektórych biur podróży znajdują się oferty wyjazdu właśnie do tej miejscowości. A w reklamach można przeczytać, że panuje tam atmosfera, „której nie można porównać z żadną inną”
Świadomie unikam w tym komentarzu używania w odniesieniu do Medjugorje takich słów, jak „sanktuarium” i „pielgrzymka”. Pamiętam, jak niegdyś wielkie oburzenie nie tylko właścicieli firm turystycznych, ale również niejednego proboszcza i zaangażowanego parafianina wywoływały odmowy zamieszczania w „Gościu Niedzielnym” reklam i informacji na temat „pobożnych” podróży zorganizowanych grup do tej niegdyś jugosłowiańskiej wioski. Kolejne „objawienia Gospy” były kolportowane niemal jak podziemna literatura. Pamiętam nieprzyjemne, a niejednokrotnie burzliwe i niepozbawione agresji rozmowy z ludźmi, którzy byli szczerze zbulwersowani moim „niedowiarstwem” w kwestii wydarzeń i „przesłania” z Medjugorje.
Kościół katolicki nigdy nie uznał prawdziwości „objawień” z Medjugorje. Nie tylko miejscowy biskup, ale również cały episkopat byłej Jugosławii, bardzo stanowczo odmówili kościelnej akceptacji dla ich treści. Co prawda w Internecie bez trudu można znaleźć prywatne wypowiedzi (także na piśmie) Jana Pawła II na temat Medjugorje, ale nie ma żadnej oficjalnej. Nie brak jednak ludzi, którzy próbują wyciągać daleko idące wnioski z faktu, że Papież w liście do znajomych napisał, iż łączy się w modlitwie z tymi, którzy modlą się w chorwackiej wiosce.
Niegodne działania i zachowanie o. Tomislava Vlašića oraz przeniesienie go do stanu świeckiego o niczym w kwestii wydarzeń w Medjugorje ostatecznie nie przesądzają i całej sprawy nie kończą. Nie można ich jednak lekceważyć w ocenie wszystkiego, co tam miało miejsce. Dowodzą natomiast, że ostrożność, z jaką Kościół katolicki odnosił się od początku do zdarzenia, miała sens. Łatwo sobie można wyobrazić, co by się działo, gdyby niecne sprawki o. Vlašića wyszły na jaw po zaakceptowaniu „objawień” przez Kościół. Doszłoby do ogromnego zgorszenia.
Katolik nie ma obowiązku wiary w objawienia prywatne. Nawet w te zaaprobowane i uznane przez Stolicę Apostolską. Nawet w te z Lourdes i Fatimy. W deklaracji „Dominus Iesus”, którą jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary podpisał obecny Papież Benedykt XVI, zawarte jest przypomnienie, że „W Jezusie Chrystusie dokonało się pełne i ostateczne objawienie zbawczej tajemnicy Boga”. I że dopiero gdy człowiek osiągnie zbawienie, widząc Boga „twarzą w twarz”, pozna Go najpełniej.
Niektóre objawienia prywatne przyniosły Kościołowi wiele dobra. Przypominały wielkie prawdy wiary, ukazując ich aktualność w konkretnych czasach i warunkach. Inne przyniosły zło, podziały, wokół nich powstawały nawet sekty. Jak będzie z Medjugorje pokaże czas. Z pewnością jednak nie należy się irytować, gdy Kościół do tego i innych podobnych wydarzeń podchodzi z ostrożnością i niczego pochopnie nie aprobuje. Kościół od tysiącleci głosi Ewangelię Jezusa Chrystusa, a nie jedno czy drugie objawienie prywatne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.