Czy we Wrocławiu jest rzeczywiście bardziej niebezpiecznie po słynnej bombie w autobusie? Dlaczego wzrosła liczba bombowych alarmów i czy powinniśmy je tak nazywać?
- Po zdarzeniu z bombą w autobusie pojawiło się mnóstwo informacji medialnych, które z jako takim alarmem bombowym nie miały nic wspólnego. Media to niestety błędnie nazywają - wyjaśnia asp. szt. Paweł Petrykowski.
Od razu tłumaczy, że zgłoszenie do policji, że np. w pobliżu znajduje się podejrzany pakunek czy plecak nie jest żadnym alarmem bombowym.
- Takich przypadków, owszem, było kilka po incydencie z bombą w autobusie, ale później czytelnicy, słuchacze czy widzowie myślą, że co chwilę mamy do czynienia z alarmem bombowym, a to nieprawda - wyprowadza z błędu rzecznik prasowy dolnośląskiej policji.
Zupełnie inną sytuacją jest zgłoszenie, które świadczy o zagrożeniu, czyli np. informowanie, że w konkretnym budynku znajduje się bomba, która zaraz wybuchnie, natomiast donos, że gdzieś leży plecak, a potem okazuje się, że w środku były termos, patelnia i ubrania nie jest żadnym alarmem bombowym.
- Policjanci faktycznie dokonują sprawdzeń i zachowują środki ostrożności, wydzielając specjalną strefę do czasu sprawdzenia zawartości różnych podejrzanych pakunków. Nie można jednak mylić tych dwóch sytuacji, które są wrzucane niesłusznie do jednego worka nazywanego alarmem bombowym - dementuje P. Petrykowski.
Nie da się ukryć, że po apelach policyjnych oraz wydarzeniu z bombą w autobusie mieszkańcy zwiększyli czujność. Częściej zgłaszają się do służb z prośbą o sprawdzanie toreb, plecaków czy pakunków niewiadomego pochodzenia.
Zaś te prawdziwe alarmy bombowe, jak podaje rzecznik, utrzymują się na podobnym poziomie częstotliwości występowania.
- Czasami nie ma żadnego, czasami są w ciągu tygodnia dwa, czy trzy i wcześniej też tak było. Media część okoliczności bezpodstawnie podciągała pod alarmy bombowe i dlatego mamy takie wrażenie, jakby to się działo co chwilę - dodaje.
Policjanci każde zgłoszenie traktują bardzo poważnie i wykonują pełny zakres czynności. To dobrze, że mieszkańcy są czujni i nie można tego rozpatrywać w kategoriach przesady, że policja otrzymuje coraz więcej zgłoszeń o podejrzanych pakunkach.
- Może się bowiem okazać, że 30 przypadków nie potwierdzi zagrożenia, ale przypomnijmy sobie sytuację w autobusie. Pasażerka zareagowała na siatkę, która nie należała do nikogo, podając swoją wątpliwość kierowcy. Chwilę później okazało się, że był to ruch, który uchronił od nieszczęścia - przypomina funkcjonariusz.
Trudno mówić więc o niepotrzebnych zgłoszeniach. W każdym przypadku, kiedy zauważamy coś, co rodzi pewne podejrzenia, powinniśmy zareagować. Policjanci odradzają wówczas dotykanie i przenoszenie pakunku, ale powiadomienie odpowiednich służb, które mogą go zweryfikować.
Oczywiście surowo karane jest celowe wprowadzenie służb w błąd, czyli np. szeroko zakrojone dowcipy o bombach w budynku.
- Pamiętajmy, że oprócz sprawdzenia, czy istnieje zagrożenie, policjanci także równolegle prowadzą działania, które mają na celu zidentyfikowanie osoby, która dzwoniła z nieprawdziwą informacją. Podlega ona po nowelizacji kodeksu karnego odpowiedzialności karnej do 8 lat pozbawienia wolności - ostrzega Paweł Petrykowski.
Policja więc nie tylko nie eliminuje zagrożenie, ale dociera do osoby, która wprowadza w błąd. Czy we Wrocławiu jest zatem bardziej niebezpiecznie?
- Mówimy tutaj o jednym incydencie z bombą w autobusie. Nie ma sygnałów o większym zagrożeniu, ale to nie zmienia faktu, że zawsze powinniśmy zachowywać czujność i dbać, na tyle, na ile możemy, o nasze bezpieczeństwo - podsumowuje rzecznik prasowy dolnośląskiej policji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.