Afgańscy dziennikarze obarczyli w czwartek siły międzynarodowe odpowiedzialnością za śmierć swego kolegi Sultana Munadiego w trakcie operacji komandosów NATO, która doprowadziła do uwolnienia korespondenta "New York Timesa".
W oświadczeniu Klubu Prasowego Afganistanu skrytykowano też żołnierzy NATO za pozostawienie na miejscu ciała zabitego afgańskiego dziennikarza. Zdaniem Klubu, operacja uwolnienia siłą uprowadzonych dziennikarzy została podjęta zanim wyczerpano inne kanały, mogące prowadzić do wypuszczenia obu reporterów.
Oddział komandosów z dowodzonych przez NATO sił międzynarodowych uwolnił w środę rano w północnym Afganistanie uprowadzonego cztery dni wcześniej Stephena Farrella - brytyjskiego dziennikarza, pracującego dla amerykańskiego dziennika "New York Times".
Jak podawały wojskowe źródła w Kabulu, w trakcie operacji zginął towarzyszący mu w charakterze tłumacza afgański dziennikarz, brytyjski komandos a także Afganka i jej dziecko. Dziennikarze przyjechali do Kunduzu by relacjonować sytuację po nalocie sił NATO, w którym zginęło ok. 70 ludzi, w tym afgańscy cywile.
Farrell został zabrany przez komandosów śmigłowcem do Kabulu. Na miejscu pozostawiono ciało Munadiego, który miał zginąć w strzelaninie. Już po powrocie do Kabulu Brytyjczyk podziękował żołnierzom za uwolnienie, twierdząc jednocześnie - jak informuje BBC - że Munadi "zginął usiłując mu pomóc", kiedy trwała operacja odbijania porwanych.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.