Na francuskiej stronie internetowej eBay ukazała się ostatnio oferta o zaskakującej treści - informuje Gazeta Wyborcza. "Szukam chętnego do kupienia kaplicy z XVII wieku o powierzchni 450 metrów kwadratowych" - oferował Pierre Galy-Gasparrou, mer miasteczka Massat we francuskich Pirenejach.
I nie mniej zaskakująca cena wyjściowa - 1 euro. Mimo to chętnych na nabycie kaplicy brak. "Wiem, że sprzedaż jest niemożliwa, ale w Massat są cztery kościoły, 787 mieszkańców i ani jednego księdza - tłumaczy mer - W kaplicy, którą wystawiłem na sprzedaż, msza było po raz ostatni odprawiana w 2005 roku."
Sytuacja Kościoła katolickiego we Francji z roku na rok staje się trudniejsza - informuje w swoim tekście na łamach "Wyborczej" Anna Napiórkowska. W ciągu ostatnich czterdziestu lat liczba księży spadła o prawie 30 tys. Najgorzej jest w małych miejscowościach, takich jak Massat, gdzie zdarza się, że jeden ksiądz przypada na 50 parafii. Brak powołań kapłańskich jest równocześnie odpowiedzią na brak potrzeb duchowego rozwoju u Francuzów - tylko 5% uczęszcza regularnie na Mszę. Choć we Francji brak wiernych i kapłanów, nie brakuje kościołów. Ich ilość szacuje się na ok. 100 tys., choć nikt nie wie ile ich jest w rzeczywistości.
Władze świeckie nie są zainteresowane ich policzeniem, gdyż francuskie kościoły to w większości budowle zabytkowe, wymagające renowacji. W tym roku ministerstwo kultury na renowację zabytków przeznaczyło 374,8 mln. "Odkrycie" kolejnych takich budowli musiałoby powiększyć i tak już nie małą sumę. Kościół także nie jest zainteresowany dokonaniem takiej "inwentaryzacji" - musiałby przyznać, że nie radzi sobie z opieką nad własnymi świątyniami - zauważa dziennikarka.
Merowie francuscy znajdują się w sytuacji bez wyjścia. Mimo, że wiele świątyń jest w opłakanym stanie, Francuzi, nawet jeżeli nie praktykują, nie wyobrażają sobie swojego miasta bez miejsca, w którym zostali ochrzczeni, czy też wzięli ślub.
Czy brak pieniędzy na renowację oraz zgody na zmianę przeznaczenia francuskich świątyń sprawi, że będą one skazane na dalsze niszczenie? - zastanawia się Gazeta Wyborcza. Prezes Beatrice de Andia widzi tylko jedno możliwe rozwiązanie - "Coraz więcej ludzi ucieka z miast, by mieszkać na prowincji i pracować w mieście za pośrednictwem internetu. Wierzę, że małe miasteczka i wsie na nowo zapełnią się mieszkańcami, którzy zachcą wesprzeć renowację zabytków francuskiej kultury. W tym cała nadzieja".
Tekst przygotowany został na tradycyjną środową audiencję generalną.
Na początku Wielkiego Postu sprawuje się obrzęd „wybrania”, czyli „wpisania imienia”.
Od teraz można wędrować po słynnej papieskiej świątyni korzystając z laptopa lub konsoli.
"Leszek Mądzik jest artystą i gdyby go nie było, trzeba byłoby go wymyślić."