Fiaskiem zakończyły się we wtorek rozmowy ministrów finansów krajów UE w Luksemburgu o tym, jak wesprzeć najuboższe kraje świata w walce ze zmianami klimatycznymi. Grupa bogatych krajów UE odrzuciła propozycje zgłoszone przez Polskę i osiem innych nowych krajów członkowskich.
Komisja Europejska ocenia, że potrzeby najuboższych krajów wyniosą rocznie 100 mld euro od 2013 do 2020 roku, z czego UE miałaby zapłacić 2-15 mld euro rocznie. Ministrowie nie zgodzili się ani co do kwoty, ani jej podziału między kraje członkowskie. Odrzucone propozycje "dziewiątki" zakładają uwzględnienie przy obliczaniu składki poszczególnych krajów UE albo ich dochodu narodowego brutto, albo - co jest jeszcze bardziej korzystne dla Polski - ich udziału w pomocy rozwojowej dla krajów najbiedniejszych. "To są rozsądne propozycje" - powiedział minister finansów Jacek Rostowski na konferencji prasowej.
Zgodnie z unijnymi celami pomocy rozwojowej do roku 2015 udział 15 starych krajów ma wynosić 0,7 proc. ich PKB, nowych zaś - 0,33 proc.
"Niestety nie doszliśmy do porozumienia, jak pomoc UE dla mniej rozwiniętych krajów ma być dzielona. Niektóre kraje odrzucały cokolwiek, co stanowiło postęp - ubolewał minister. - Jestem bardzo rozczarowany". Wyraził nadzieję, że do porozumienia dojdzie na najbliższym szczycie UE w Brukseli 29-30 października.
Rostowski powiedział, że przeciw było "około pięciu krajów", których nie wymienił z nazwy. Źródła dyplomatyczne powiedziały PAP, że chodzi przede wszystkim o Niemcy, a także m.in. Wielką Brytanię, Holandię i Danię. Jednym z ich argumentów jest to, że UE nie może wychodzić przed szereg i zgłaszać własnych zobowiązań, dopóki nie uczynią tego partnerzy światowi: USA, Japonia, Chiny, Indie, Brazylia.
"Doszliśmy do wniosku (...) że nie jesteśmy gotowi udawać, że był postęp, skoro (...) w tej jednej sprawie, która dla dziewiątki była absolutnie kluczowa i zasadnicza, relatywnie mała grupa bogatych krajów nie była gotowa zrobić nawet najmniejszego postępu" - powiedział Rostowski.
"Nie może być tak, że kraje pierwszego świata mówią krajom trzeciego świata: rozumiemy, że jesteście biedniejsi, wobec tego będziemy wam pomagali. Ale nie będziemy brali pod uwagę tego, że są biedniejsi wewnątrz UE" - argumentował.
Szwedzkie przewodnictwo nie chciało wskazywać winnych. "Jest pewien brak zaangażowania. Niektóre stolice powinny wykazać się większą elastycznością i pragmatyzmem" - powiedział minister finansów Anders Borg.
Polska zabiega, by podział składki w UE był bardziej korzystny niż na poziomie światowym, gdzie mają być brane pod uwagę zarówno zdolności do ponoszenia kosztów (ang. ability to pay), jak i odpowiedzialność za emisje CO2. Polska sprzeciwia się, by unijną składkę podzielić na podstawie emisji, wysokich ze względu na węglowy charakter polskiej energetyki, bo zapłaciłaby w takim wariancie nieproporcjonalnie dużo.
Rostowski podkreślił, że Polska oczekuje, że na szczycie UE w przyszłym tygodniu w Brukseli podjęte zostaną decyzje dotyczące unijnego stanowiska na grudniową konferencję, gdzie ma być podpisane światowe porozumienie o redukcji emisji CO2 po roku 2012 (tzw. post-Kioto). Jej sukces zależy w dużej mierze od tego, czy - i za ile - najbiedniejsze kraje rozwijające się zechcą wesprzeć wysiłki uprzemysłowionych potęg w walce ze zmianami klimatycznymi.
"Bogatsze kraje UE powinny zrozumieć, że biedniejsze kraje oczekują, że ta kwestia zostanie rozwiązana przed początkiem konferencji w Kopenhadze" - powiedział Rostowski, przypominając, że tak postanowili w czerwcu szefowie państw i rządów zebrani na szczycie w Brukseli.
"Jestem przekonany, że będzie to możliwe, bo każdy chce, by konferencja w Kopenhadze była sukcesem" - dodał.
Polska chce wcześniej uzgodnić rozwiązania wewnątrz UE, obawiając się, że na fali entuzjazmu rozmów w Kopenhadze zostaną podjęte zobowiązania, które potem będą nie do udźwignięcia przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej.
Jeśli chodzi o pomoc dla biedniejszych krajów w latach 2010-2012, to Polska zgadza się tylko na "dobrowolne" składki krajów UE. Zdaniem KE, UE powinna uzbierać w sumie do 2 mld euro rocznie.
Dla obrońców środowiska z Greenpeace najważniejsze jest, by UE wreszcie zadeklarowała konkretną kwotę wsparcia najbiedniejszych krajów jeszcze przed konferencją w Kopenhadze; podział składki między kraje członkowskie UE jest dla nich drugorzędny.
"Dzisiejsze fiasko sprawia, że porażka konferencji w Kopenhadze staje się bardzo realna. Finansowanie krajów rozwijających się to kwestia kluczowa dla globalnego porozumienia klimatycznego. Zamiast położyć fundamenty pod porozumienie, ministrowie finansów przybliżyli o krok katastrofalne skutki zmian klimatycznych" - ocenił koordynator Greenpeace ds. klimatu Joris den Blanken.
Greenpeace uważa zresztą, że szacunki KE dotyczące potrzeb krajów rozwijających się na rozwój czystych technologii energetycznych, ochronę lasów, adaptację do zmian klimatu itp. są zaniżone. Greenpeace apeluje, aby kraje rozwinięte zobowiązały się do przeznaczenia na ten cel co najmniej 110 mld euro rocznie do roku 2020 z funduszy publicznych, a udział UE miałby wynosić 35 mld euro rocznie. Wedle obliczeń Greenpeace składka Polski powinna wynosić 1,5 mld euro rocznie.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.