Reklama

Mrówcza praca u podstaw

Kościół w Polsce ma wystarczająco dużo siewców, za to brakuje mu ogrodników.

Reklama

Jeden z wiernych czytelników wyraził obawę, że po moim dzisiejszym komentarzu może nastąpić koniec świata. Zrobię wszystko, bo do tego nie dopuścić ;).

Uczestniczyłem kiedyś w czuwaniu modlitewnym ruchów i stowarzyszeń katolickich. Gdy nadszedł czas sprawowania Eucharystii okazało się, że organizatorzy spotkania zapomnieli wyznaczyć grupę odpowiedzialną za jej przygotowanie. Wszystko będzie zgodnie z charyzmatem Odnowy, czyli spontanicznie – podsumował sytuację jeden z młodych księży. Popatrzyłem nań ze zdziwieniem. Od kiedy Duch Święty jest autorem bałaganu i partactwa liturgicznego? I dlaczego spontanicznie może być tylko bez przygotowania? Na te pytania oczywiście nie znalazłem odpowiedzi. Za to odkryłem, że w wypowiedzi młodego kapłana można odnaleźć coś, co w jakiś sposób charakteryzuje nasze duszpasterstwo. To coś to brak wizji, planowania i akcyjność.

Po raz pierwszy o tych mankamentach usłyszałem w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Przyznam, że jako młody chłopak niezbyt rozumiałem, co miał na myśli Ksiądz Blachnicki mówiąc, że Kościół w Polsce ma wystarczająco dużo siewców, za to brakuje mu ogrodników. Rozjaśniło mi się trochę w głowie, gdy zaczął wyjaśniać, że każde działanie, również duszpasterskie, musi wynikać z odpowiedzi na trzy pytania: co – jaki chcemy osiągnąć cel; jak – metoda; kto – podział zadań. Inaczej mamy do czynienia z sytuacją, o jakiej mówił przed laty kardynał Dopfner, porównując Kościół do placu budowy, na którym zagubiono projekt.

Skoro zgodna z projektem budowa, to najpierw fundament, potem stan surowy, wreszcie urządzanie wnętrz. O ile wiemy, co jest fundamentem, to dalsze etapy stanowią problem. Co zrobić z ludźmi po ewangelizacji? Co im zaproponować? Jaką drogą ich poprowadzić?

We wprowadzeniu do Obrzędów Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych czytamy, że należy je zastosować, gdy ktoś został ochrzczony jako dziecko i nie doszedł jeszcze do dojrzałej wiary. „Chociaż ci dorośli nie poznali jeszcze Chrystusa, to jednak ich sytuacja różni się od sytuacji katechumenów tym, że wprowadzono ich już do Kościoła i że przez chrzest zostali dziećmi Bożymi. Ich nawrócenie opiera się na przyjętym chrzcie, którego oddziaływanie następnie powinni rozwinąć” (p.295). Czyli katechumenat pochrzcielny, będący niczym innym jak tylko stopniowym wprowadzaniem w dojrzałe życie chrześcijańskie.

Co przeszkadza w przekształceniu naszych parafii we wspólnoty, formujące dojrzałych uczniów Jezusa?

Przede wszystkim przyzwyczajenia. W tradycyjnym modelu polskiego katolicyzmu role i zachowania są utrwalone. Po obydwu stronach. Opuszczający seminarium robił wszystko, by przez sześć lat uodpornić się na przekazywane mu treści (słynne: kuferka pilnuj, rektora słuchaj a swoje myśl) i zachować w sercu obraz księdza, który miał wpływ na decyzję o wyborze drogi życiowej. Jego późniejsze duszpasterstwo jest najczęściej powielaniem pewnego wzorca. To, o czym dowiadywał się na wykładach z teologii pastoralnej czy liturgice jest dla niego czystą, oderwaną od życia teorią. Potem dochodzi słynne „3xk”, czyli katecheza, kancelaria, konfesjonał. To model dobrego księdza. Stąd niewielu próbuje wyjść poza te ramy. Więcej, próba wyjścia odbywa się często kosztem wolnego czasu i rezygnacji z urlopu. Bo ta organiczna praca z małą grupą traktowana jest jako hobby młodego księdza. W wielu środowiskach ktoś, kto chce zrezygnować z części etatu w szkole, by poświęcić się pracy w małych grupach, postrzegany jest jako leń i nierób. Dla starszego pokolenia duszpasterzy ideałem ciągle jest ksiądz, mający ponad czterdzieści godzin religii w tygodniu.

Nie lepiej jest po drugiej stronie. Większość świeckich również odwołuje się do wzorców z przeszłości. W modelu tradycyjnym najważniejsze jest to, co robili rodzice i dziadkowie. Tyle lat – można często usłyszeć – tak było i było dobrze. Co zresztą nie jest prawdą. Bo dziadkowie zupełnie inaczej niż dziś świętowali niedzielę, a wieczorami nie bawili się pilotem, przerzucając programy w telewizorze, ale czytali dzieciom Biblię i żywoty świętych. Starsze pokolenie świetnie znało historię Starego Testamentu, czego o młodym powiedzieć nie można. (Mimo dwóch godzin religii w szkole.) Niemniej argument o rodzicach i dziadkach wraca w sporach z próbującymi czegoś więcej niż kilkadziesiąt pytań na pamięć przed pierwszą Komunią i bierzmowaniem duszpasterzami. Sam musiałem toczyć boje z rodzicami, przekonanymi, że znajomość Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo jest wystarczającym powodem, by ich pociechę dopuścić do bierzmowania. Parafia, co w tym miejscu już wielokrotnie podkreślano, ma świadczyć usługi religijne na w miarę wysokim poziomie i nie przeszkadzać ludziom i tak już mocno zapracowanym.

Nie ulega wątpliwości, że nasze parafie wymagają mrówczej pracy u podstaw. Mówił o tym niedawno nowy biskup opolski. Nie ulega również wątpliwości, że – jak do tej pory – jedynymi środowiskami, gdzie ta mrówcza praca u podstaw jest podejmowana, są ruchy i wspólnoty modlitewne. Co zrobić, by z formacja katechumenalną wyjść poza te środowiska, zmieniając przy okazji tradycyjny model duszpasterstwa?

Rozmawiałem kiedyś na ten temat ze znajomym dziennikarzem. To jest możliwe – odpowiedział na postawione wyżej pytanie. Ale Kościół będzie musiał zgodzić się na bycie Kościołem ubogim.
 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
2°C Piątek
wieczór
wiecej »