Były prezydent Francji Jacques Chirac stanie przed sądem pod zarzutem fikcyjnego zatrudnienia pracowników w paryskim merostwie w latach 80. i 90. - poinformowali w piątek media współpracownicy byłego szefa państwa. Jest on pierwszym francuskim prezydentem, który odpowie przed wymiarem sprawiedliwości.
Organy śledcze zarzucają byłemu prezydentowi (w latach 1995-2007), że dopuścił się "sprzeniewierzenia środków publicznych" w okresie, gdy był jeszcze merem Paryża. Proces rozpoczyna się po wielu latach od tych wydarzeń, gdyż do 2007 roku Chiraca chronił prezydencki immunitet. Oprócz niego w tym procesie oskarżonych o udział w aferze jest dziewięć innych osób.
Afera, do której doszło na przestrzeni lat 1983-1998, dotyczy wypłacania pensji fikcyjnie zatrudnionym w merostwie 21 pracownikom, w tym członkom rodzin kolegów partyjnych Chiraca. Według świadków, niektóre z tych osób nigdy nie pojawiły się w paryskim ratuszu. Sam były prezydent odpierał zarzuty, twierdząc, że wszystkie zatrudnione przez niego osoby wykonywały swoje obowiązki, nie ma więc mowy o malwersacji.
Jak podali w piątek współpracownicy Chiraca, podsądny w spokoju oczekuje na proces i "jest zdecydowany udowodnić przed sądem, że żadne z zakwestionowanych miejsc pracy nie było fikcyjne".
Oskarżenia wobec Chiraca zbiegają się w czasie z procesami w sprawie innych afer politycznych z epoki jego prezydentury. W tym tygodniu zapadł wyrok w sprawie udziału francuskich polityków w handlu bronią do Angoli w latach 90., a pod koniec stycznia oczekiwany jest werdykt dotyczący afery Clearstream, w której jednym z oskarżonych jest były premier i współpracownik Chiraca Dominique de Villepin. Choć w żadnej z tych spraw były prezydent nie staje przed sądem, część mediów, jak dziennik "Liberation", widzą w tej sądowej passie symbol nadejścia rozliczeń "lat Chiraca".
Pozostajemy wierni zasadzie, zgodnie z którą granic nie można zmieniać siłą.
" Iran zawsze wspomagał lud Libanu i ruch oporu, i będzie to robić nadal".
Włochy, W. Brytania, Niemcy, Australia i Nowa Zelandia nie zgadzają się.
Szkody "ograniczone". Kościół otwarto już dla zwiedzających.
Co najmniej sześciu żołnierzy zginęło, wiele osób jest rannych.
Ten korytarze nie będzie pasażem należącym do Trumpa, ale raczej grobowcem jego najemników.