Czy mamy taką siłę ducha, aby stanąć wobec współczesnych Hunów i Wandalów i onieśmielić ich tak, jak onieśmielił Leon Wielki? Czy potrafimy stworzyć taką rozległą sieć naszych, europejskich i chrześcijańskich ośrodków ducha, jaką zapoczątkował św. Benedykt?
O uchodźcach (nachodźcach), o uciekinierach (najeźdźcach), migrantach i terrorystach mówią i piszą prawie wszyscy. I mnie ten temat trapi. Czy można do tego chóru głosów dodać coś jeszcze? Pewnie tak.
Historia świata zna wiele odsłon tak zwanych wędrówek ludów. Dla terenów Europy był to okres IV – VI wieku. Plemiona zwane barbarzyńskimi (od słowa barba – czyli broda po łacinie), w szczególności Hunowie i Germanowie przemieszczali się w głąb jakoś, miejscami całkiem dobrze, urządzonych terenów. Radykalnie odmienił się obraz kontynentu europejskiego, powoli dokonywały się etniczne zmiany. Cesarstwo rzymskie rozpłynęło się we wspomnieniu. Z czasem powstawały nowe społeczne i polityczne organizmy – zalążek nowych państw. Dodajmy, że niektóre wykształciły takie formy istnienia i funkcjonowania, że – choć przeobrażone w ciągu wieków – stały się podwalinami państw dzisiejszych. Dokonania plemion Frankońskich do dziś streszcza nazwa Francji. A Germańskich – doskonale rozumiane dziś określenie „Germany”. Przemiany była tak głębokie, nieraz drastyczne, że późniejsza historiografia dostrzegła w nich koniec epoki – odchodzącą nazwano starożytną, zaczynającą się – średniowieczem.
Historia zna jeszcze inny rodzaj migracji – przymusowe przesiedlenia dokonywane przez władców. Tak było na przykład w starożytności z przesiedleniem Żydów do Babilonu. Tak było całkiem niedawno z przesiedleniem Polaków ze wschodnich połaci Rzeczypospolitej na opróżnione (w wyniku wojny i ucieczki) tereny Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur. Te przesiedlenia dokonywały się na mniejszą skalę i w krótkim czasie. Są wszelako znaczącym dowodem, jak trudno pokolenia zapuszczają korzenie na nowym dla nich terenie. Przecież niektóre obszary dzielnic wspomnianych wyżej do dziś wyglądają, jakby wojna zakończyła się tam przed kilku zaledwie laty.
Piszę o tym w ogromnym skrócie i felietonowym uproszczeniu, a zmierzam ku innej konkluzji. Rok 452. Papież Leon nazwany Wielkim stanął w Mantui (północna Italia) przed wodzem Hunów Atyllą, by go odwieść od dalszego podboju Italii. Rzym, trzy lata później. Cesarza już nie ma – tłum zmasakrował władcę, wrzucając jego szczątki do Tybru. Wzdłuż tej samej rzeki zbliżają się do Rzymu Wandalowie. Nie ma kto stawić oporu ich wojownikom. Naprzeciw króla Wandalów, Genzeryka, wyjeżdża w pontyfikalnych szatach papież Leon Wielki. W efekcie ludność oszczędzono, ale bogactwa Rzymu splądrowane zostały. I do dziś zostało określenie „wandalizm”. Uprowadzono jednak licznych jeńców, głównie wykwalifikowanych metalurgów, inżynierów, budowniczych i urzędników. Barbarzyńcy znali wartość kapitału ludzkiego...
Majestat biskupa Rzymu? Zarówno Atylla jak i Genzeryk wiedzieli więcej – wiedzieli, że za dostojną postacią na białym koniu kryje się potęga inna, niż militarna. Na swój sposób to uszanowali.
Ćwierć wieku później w niedalekiej Nursji przyszedł na świat Benedykt i jego siostra. To on dał początek wielkiemu dziełu powstania nowego nurtu chrześcijańskiego życia. Początek zakonu benedyktynów. Zaczątek kiełkowania wielkiej i wpływowej sieci klasztorów – sieci, która nie tylko pielęgnowała najlepsze tradycje minionych pokoleń, ale nadawała im nowy wyraz i głębię ducha. Militarnie kraje ówczesnego świata przegrywały z wojownikami Wandalów, Hunów, Gotów, Germanów. W oczyszczonej i ubogaconej formie przetrwał duch i tradycja chrześcijańska. Z czasem (liczonym w stuleciach) ona zdominowała najeźdźców.
Czy budować ogrodzenia na granicach dzisiejszych państw? Czy dalej rozliczać kwoty uchodźców (nachodźców)? Czy relokować ich wedle brukselskiego rozdzielnika? Czy przeliczać kasę najbogatszych państw europejskich, na jak długo starczy na socjal dla upominających się tłumów? Czy pytać, kiedy zniszczą perfekcyjną (czy aby na pewno perfekcyjną) infrastrukturę Europy?
To są pytania o rzeczywiste problemy. Ale jest pytanie fundamentalne, którego politycy nie stawiają. Nie znają języka, w którym ono jest formułowane. Mianowicie: Czy mamy taką siłę ducha, aby stanąć wobec współczesnych Hunów i Wandalów i onieśmielić ich tak, jak onieśmielił Leon Wielki? Czy potrafimy stworzyć taką rozległą sieć naszych, europejskich i chrześcijańskich ośrodków ducha, jaką zapoczątkował św. Benedykt?
Powiesz, że to upraszczające pytania felietonisty. Pewnie tak. Ale są to pytania o duchową kondycję dumnej Europy i skostniałego chrześcijaństwa. Dlatego uważam je za pytania zasadnicze – choć odpowiedzi nie oczekuję.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.