Jeden z dowódców talibów w Pakistanie, Waliur Rehman, powiedział agencji Associated Press, że wysłał tysiące bojowników do sąsiedniego Afganistanu, by odpierali tam siły amerykańskie. Amerykanie uznali te wypowiedź za niewiarygodną.
AP pisze o tym w środę, podając, że uzyskała wypowiedź Rehmana, na prawach wyłączności, w poniedziałek wieczorem. Agencja zwraca też uwagę, że - jak się przypuszcza - ofensywa armii pakistańskiej, rozpoczęta w październiku w Południowym Waziristanie, zmusiła wielu tamtejszych talibów do ucieczki.
Rehman zapewniał, że pakistańscy talibowie pozostają oddani walce z armią w Południowym Waziristanie. Dodał, że w istocie prowadzą wojnę partyzancką.
Rehman jest zastępcą przywódcy pakistańskich talibów Hakimullaha Mehsuda; odpowiada za operacje Talibanu w Południowym Waziristanie.
"Skoro (prezydent USA Barack) Obama wysyła dodatkowe siły do Afganistanu, my wysyłamy tam tysiące naszych ludzi do walki z siłami NATO i USA" - powiedział Rehman. Afgańscy talibowie "potrzebowali naszej pomocy na tym etapie i pomagamy im" - dodał.
AP odnotowuje, że rzecznik wojsk USA w Afganistanie pułkownik Wayne Shanks uznał wypowiedź Rehmana za niewiarygodną. Podkreślił, że Amerykanie nie zaobserwowali "żadnych znaczących ruchów rebeliantów w rejonie granicy".
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.
Dziś mija 1000 dni od napaści Rosji na Ukrainę i rozpoczęcia tam pełnoskalowej wojny.
Są też bardziej uczciwe, komunikatywne i terminowe niż mężczyźni, ale...