- Jesteśmy wszyscy powołani przez tego samego Boga. Nie mamy monopolu ani na Boga, ani na Ewangelię – mówi w rozmowie z KAI bp Tadeusz Pikus. Przewodniczący Rady ds. Ekumenizmu KEP podkreśla, że każda wspólnota może błądzić, natomiast dla Boga jest jednakowo cenna i droga.
Chyba właśnie dlatego projekt instrukcji proponuje ekumeniczne duszpasterstwo małżeństw mieszanych?
– Takie duszpasterstwo wydaje się czymś naturalnym. Dlatego projekt mówi nie tylko o przygotowaniu do małżeństwa mieszanego i o jego zawarciu, ale także o dalszej, ekumenicznej trosce o nie.
Oddalałoby to zagrożenie, że poprzez małżeństwo mieszane ktoś zostanie „przejęty” przez inną wspólnotę kościelną...
– Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach obrony przed „zagrożeniem”. Chodzi raczej o troskę o zachowanie wiary, pogłębianie jej i autentyczne dążenie do świętości. Dlatego potrzebna jest dalsza wspólna troska o małżeństwo mieszane i o rodzinę. Pomysł ten zawarty jest w projekcie dokumentu.
Sprawa małżeństw mieszanych oraz ich życia rodzinnego była tematem rozmów Zespołu Bilateralnego Katolicko-Prawosławnego. W tym gronie dyskusja jest łatwiejsza, bowiem oba Kościoły uznają związek małżeński za sakrament. Zaprosiliśmy kilka osób, które zawarły małżeństwa mieszane, by podzieliły się swoim doświadczeniem. Usłyszeliśmy, iż z powodu różnicy wyznań bardzo trudno jest żyć, gdyż w małżeństwie, które z natury ma jednoczyć, już na samym początku pojawia się bolesne pęknięcie na tle religijnym.
Na pytanie, czy mając te doświadczenia, zawarliby teraz mieszany związek małżeński, niektórzy odpowiedzieli przecząco. Na kolejne pytanie, czy zauważyli na przestrzeni 20-30 lat zmianę w stosunkach między Kościołem prawosławnym i katolickim w Polsce i w nastawieniu do małżeństw mieszanych, w większości odpowiadali, że dziś jest o wiele lepiej, gdy chodzi o kulturę zachowań zarówno ze strony katolików, jak i prawosławnych, tak duchownych jak i świeckich. Przed 30 laty odczuwało się ogromną niechęć, a nawet wrogość wobec zawierania takich małżeństw; traktowano je jako zdradę religijną. Natomiast dzisiaj choć nadal nie zachęca się do zawierania małżeństw mieszanych, a niekiedy – kierując się troską – wręcz zniechęca, to obydwie strony kościelne godzą się na taki związek.
Po stronie katolickiej ta troska wyraża się w zobowiązaniu składanym przez małżonka katolickiego, że sam zachowa swoją wiarę i że wychowa dzieci w wierze katolickiej (tzw. cautele). W projekcie to wymaganie zostało jakby złagodzone. Mowa jest o zachowaniu wiary i o dołożeniu wszelkich starań, że wychowa się dzieci po katolicku, ale uznając prawo współmałżonka do podobnego postępowania. Czy to nie budzi oporów po stronie katolickiej?
– Budzi opory. Przy czym należy zaznaczyć, że zgodnie z projektem strona katolicka wcale nie rezygnuje z cauteli, tylko okazuje również zrozumienie dla drugiej strony, która znajduje się w podobnej sytuacji, będąc zobowiązania do zachowania swojej wiary oraz ochrzczenia i wychowania w niej dzieci.
Najważniejszą sprawą jest zachowanie wiary. Katolicy nie wymagają od drugiej strony rezygnacji z wiary. Podają natomiast do wiadomości, że wiarę ma bezwarunkowo zachować strona katolicka, że nie może pozwolić komukolwiek tej wiary sobie odebrać. Kodeks Prawa Kanonicznego (kanon 1125, par. 1) wyraźnie stanowi: „Strona katolicka winna oświadczyć, że jest gotowa odsunąć od siebie niebezpieczeństwo utraty wiary, jak również złożyć szczere przyrzeczenie, że uczyni wszystko, co w jej mocy, aby wszystkie dzieci zostały ochrzczone i wychowane w Kościele katolickim”.
Tak więc jeśli chodzi o dzieci, nie ma bezwarunkowego wymagania od strony katolickiej. Katolicki współmałżonek zobowiązuje się, że dołoży wszelkich starań, by ochrzcić i wychować swoje dzieci w wierze katolickiej. Jednak nie za wszelką cenę, bowiem jeśli nie będzie to możliwe, gdyż np. mogłoby doprowadzić do rozbicia małżeństwa, to oczywiście nie powinien w ten sposób postępować.
Niedawno Kościół greckokatolicki ustąpił w sporze z Kościołem prawosławnym i przekazał mu większość cerkwi, które obie strony uważały za własne. Czasem mówi się o grekokatolikach, że stanowią przeszkodę w dobrych stosunkach z prawosławiem. Czy w ogóle można tak sprawę stawiać?
– Grekokatolicy nie są żadną przeszkodą dla Kościoła rzymskokatolickiego. Jesteśmy jednością z Kościołem greckokatolickim. Natomiast Kościół prawosławny traktuje go jako przeszkodę. Ma trudności z uznaniem tego Kościoła za odrębny podmiot. Zawarcie unii z Kościołem katolickim, związane z przyjęciem prymatu papieskiego Kościół prawosławny uznaje za zdradę.
Historia Kościoła greckokatolickiego na terenie Polski jest skomplikowana. W 1946 r. został on zlikwidowany, a więc oficjalnie nie istniał, natomiast faktycznie w ukryciu przetrwał. Był to dla niego bardzo trudny okres, zarówno gdy chodzi o budowaniu wspólnot, jak i zachowanie substancji materialnej. Kiedy Kościół greckokatolicki został przywrócony do istnienia, wznowił oficjalnie swoją działalność. Okazało się, że kwestia własności świątyń i innych dóbr kościelnych nie była jasno uregulowana i o to toczył się spór. Kilka lat temu doszło do spotkania biskupów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego i Kościoła greckokatolickiego w Polsce. Powstała komisja, dzięki której z wielkim trudem doprowadzono sprawy majątkowe do finału. Kto w tym stracił więcej, kto mniej – nie umiem powiedzieć.
Myślę, że powinno się próbować – gdyż nie ma lepszej drogi – szukać porozumienia i koncentrować się już nie tylko na przeszłości. Nigdy i z nikim nie osiągniemy pojednania, jeżeli będziemy tylko spoglądać wstecz, szukając, kto, ile i w czym zawinił. Wszystkie wspólnoty chrześcijańskie, mimo że powinny pamiętać o historii, zdają sobie sprawę z tego, że mogą mieć jedynie wpływ na dzień dzisiejszy i jutrzejszy. Historii nie możemy już zmienić, natomiast winniśmy pamiętać, że jest ona nauczycielką życia, która uczy mądrości.
Jesteśmy wszyscy powołani przez tego samego Boga. Nie mamy monopolu ani na Boga, ani na Ewangelię. Każdy człowiek i każda wspólnota może błądzić, natomiast dla Boga jest jednakowo cenna i droga.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.