Przesłuchanie b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego przed hazardową komisją śledczą zostało przesunięte na czwartek 28 stycznia. W piątek Drzewiecki nie stawił się przed śledczymi ze względu na problemy zdrowotne. Cała sprawa wywołała awanturę i pytania opozycji, kto ustala kolejność przesłuchań.
Przesłuchanie b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego przed hazardową komisją śledczą zostało przesunięte na czwartek 28 stycznia. W piątek Drzewiecki nie stawił się przed śledczymi ze względu na problemy zdrowotne. Cała sprawa wywołała awanturę i pytania opozycji, kto ustala kolejność przesłuchań.
W piśmie do przewodniczącego komisji Mirosława Sekuły (PO) Drzewiecki tłumaczył, że "w ostatnich dniach nasiliły się jego problemy zdrowotne związane z uciążliwym bólem gardła", więc uniemożliwia mu to "swobodne, wielogodzinne złożenie zeznań przed komisją". Były minister zwrócił się do komisji o przełożenie jego przesłuchania "na najbliższy możliwy termin, najlepiej przyszłotygodniowy".
Podczas posiedzenia komisji Beata Kempa (PiS) i Bartosz Arłukowicz (Lewica) domagali się od Sekuły odpowiedzi na pytanie, kiedy i jaką drogą pismo to dotarło do komisji. Posłanka PiS zwracała uwagę, że pismo od Drzewieckiego jest datowane na czwartek (21 stycznia). "Od kogo pan otrzymał to pismo? Czy pan się widział ze świadkiem dzisiaj, czy pan dostał to pismo od asystenta świadka, nie wiem, od pana Rosoła, od Mira, Zbycha, gdzie pan to dostał? W Pędzącym Króliku? Panie przewodniczący, proszę nas traktować poważnie" - mówiła Kempa.
Początkowo Sekuła unikał odpowiedzi na to pytanie, jednak ostatecznie przyznał, że pismo od Drzewieckiego dostarczył mu w piątek rano sekretarz klubu PO Sebastian Karpiniuk. Sam Karpiniuk tłumaczył dziennikarzom, że w czwartek spotkał się z byłym ministrem sportu i ten dał mu pismo z wnioskiem o przesunięcie jego przesłuchania.
Jak wyjaśniał, Drzewiecki zwrócił się z tą prośbą do niego, bo sam - jako świadek - nie chciał się kontaktować ze śledczymi. "Pan minister (...) nie chciał stwarzać niezręcznych sytuacji, że świadek ma kontakt z jednym z członków komisji. Jestem sekretarzem klubu PO, stąd prośba była skierowana do mnie" - zaznaczył.
Posłowie PiS i Lewicy pytali też Sekułę, dlaczego Drzewiecki nie przedstawił zwolnienia lekarskiego, które uwiarygodniłoby jego twierdzenie o złym stanie zdrowia. Sekuła odpowiadał, że zgodnie z ustawą o komisji śledczej każdy świadek ma prawo złożyć wniosek o zmianę terminu przesłuchania. Ocenił, że gdyby domagał się zaświadczenia lekarskiego w takiej sytuacji, "rażąco przekroczyłby prawo".
"Jeśli przyczyną wnioskującego jest stan zdrowia, to powinien to uprawdopodobnić. Nie ma innego sposobu uprawdopodobnienia niż zaświadczenie lekarskie" - podkreślał Zbigniew Wassermann (PiS). Poseł ocenił też, że skandalem jest, iż śledczy nie mają jeszcze materiałów, w tym pełnych stenogramów z podsłuchów.
Sekuła odpowiadał, że jego zdaniem materiał, który ma komisja, jest wystarczający do prowadzenia przesłuchań świadków. Zwrócił uwagę, że komisja może zawsze jeszcze raz wezwać daną osobę, jeśli uzna to za konieczne.
Arłukowicz podkreślił, że nie chodzi o jakieś nowe wnioski dowodowe, a dokumenty, o które komisja zwróciła się już kilka tygodni temu. Kempa apelowała z kolei, by Sekuła podpisał pismo do prokuratury o "skonfigurowanie billingów" telefonicznych, tak by śledczy mogli z nich w pełni korzystać.
Wcześniej w rozmowie z dziennikarzami posłanka PiS interpretowała przesunięcie przesłuchania Drzewieckiego jako sygnał, że premier Donald Tusk chce być przesłuchany wcześniej niż były minister sportu, by przedstawić swoją wersję spotkania z 19 sierpnia 2009 roku, w którym oprócz szefa rządu brał udział właśnie Drzewiecki i Schetyna. "Czy to nie jest tak, że pierwszą wersję ma podać Tusk, a reszta ma się stosować? To jest niedopuszczalne" - zaznaczyła.
Dlatego - jak podkreśliła posłanka PiS - komisja powinna się zastanowić "w jaki sposób pan Sekuła układa plan śledztwa". "Bardzo ważne jest to, kto kolejno będzie przesłuchiwany. Chcemy się dowiedzieć, jaki jest klucz układania tego śledztwa" - powiedziała.
Podczas posiedzenia komisji Kempa pytała Sekułę, czy nie jest tak, że "ktoś mu nakazuje" tak układać plan przesłuchań, "by świadek był wyspany, upudrowany, a komisja zmęczona, u skraju wytrzymałości fizycznej, bez dostępu do materiałów, bez rozmowy z prokuratorem o planie śledztwa".
Zarzuty Kempy odpierał w rozmowie z dziennikarzami sekretarz klubu PO Sebastian Karpiniuk, który podkreślał, że nie rozumie zainteresowania techniczną sprawą, jaką - jego zdaniem - jest przekazanie pisma Drzewieckiego.
"Jestem zdumiony, że w ogóle o tym rozmawiamy. Pewnie teraz będziemy dywagować tysiące możliwości, dlaczego Karpiniuk przyniósł, spotkał się gdzieś, koło kiosku Ruchu. Jestem zdziwiony, że rozmawiamy o tym, kto, komu, o której godzinie i gdzie przyniósł pismo (...). Znalazłbym dla pani Kempy dużo trochę bardziej poważnych spraw" - powiedział Karpiniuk.
W wyniku kłótni, która obyła się na posiedzeniu komisji, Kempa zapowiedziała, że będzie chciała jeszcze w piątek złożyć wniosek albo o odwołanie Sekuły, albo o rozszerzenie prezydium komisji o jeszcze jednego posła.
"Prace pana przewodniczącego uważam za skandaliczne i czas najwyższy po prostu albo zgłosić wniosek - nie wiem, zastanawiamy się - o zmianę przewodniczącego, albo o poszerzenie prezydium" - mówiła dziennikarzom Kempa w czasie jednej z przerw w posiedzeniu komisji. W tym celu Kempa złożyła najpierw wniosek o poszerzenie porządku piątkowych obrad komisji o punkt "sprawy różne".
Ostatecznie jednak w głosowaniu wniosek o uzupełnienie porządku obrad komisji nie uzyskał większości, co oznacza, że posłanka PiS nie będzie mogła zrealizować swojej zapowiedzi w piątek.
Wassermann mówił z kolei, że Sekuła próbuje utrudniać prowadzenie sejmowego śledztwa. "Od rana do nocy, odcięci od najważniejszych dokumentów, niemożność przygotowania się do przesłuchań. To, co on robi, to jest właśnie ten kierunek, żeby utrudnić nam prowadzenie śledztwa" - powiedział dziennikarzom.
Dlatego poseł PiS nie wykluczył, że na początku przyszłego tygodnia złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez Sekułę przestępstwa polegające na utrudnianiu prac komisji.
"PO obleciał strach i wycofali swojego strategicznego świadka. Mogę przypuszczać, że potrzeba czasu na przeczytanie stenogramów z przesłuchania Zbigniewa Chlebowskiego. Trudne pytania nastały, to i czas wycofania nastał" - ocenił Arłukowicz wniosek Drzewieckiego o przesunięcie przesłuchania.
Kontrowersje wywołały też sugestie co do kolejnego terminu przesłuchania Drzewieckiego. Według Sławomira Neumanna (PO) były minister sportu mógłby stanąć przed śledczymi w środę.
Sekuła wyjaśniał jednak dziennikarzom, że na ten dzień zaplanowane są już przesłuchania dwóch posłanek: Lewicy - Anity Błochowiak i PiS - Elżbiety Jakubiak. "Trudno mi sobie wyobrazić, żebyśmy jeszcze dołożyli do tego pana Drzewieckiego" - zaznaczył Sekuła. Dodał jednak, że byłoby to możliwe, gdyby jeden ze świadków został wycofany.
Później w trakcie posiedzenia komisji Arłukowicz oświadczył, że "kątem oka" dostrzegł, iż Jarosław Urbaniak (PO) ma już gotowy wniosek o odwołanie środowego przesłuchania Jakubiak. Komentując ten fakt, Arłukowicz zapowiedział, że będzie przeciwny temu, by Drzewiecki zeznawał w środę.
W kolejnej przerwie posiedzenia komisji zebrało się jej prezydium (poszerzone o pozostałych członków), które zdecydowało, że Drzewiecki zostanie wezwany na przyszły czwartek, 28 lutego. W konsekwencji planowane na ten dzień przesłuchanie byłego szefa MSWiA, obecnego przewodniczącego klubu PO Grzegorza Schetyny zostało przełożone na środę 3 lutego (podobnie jak przesłuchanie szefa MSWiA w rządzie PiS Ludwika Dorna).
Ponadto prezydium zdecydowało, że w przyszły wtorek zgodnie z planem zeznawać będą szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni i były szef tego gremium Zbigniew Derdziuk. Środa, kiedy miały zeznawać Anita Błochowiak i Elżbieta Jakubiak, będzie dniem wolnym. W piątek także bez zmian mają zeznawać były wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld i Paweł Szałamacha, wiceminister skarbu państwa w rządzie PiS.
Mirosław Drzewiecki to drugi, obok byłego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego, polityk Platformy, który - według CBA - działał na rzecz biznesmenów z branży hazardowej, przede wszystkim Ryszarda Sobiesiaka. Obaj politycy odrzucają zarzuty.
Drzewiecki miał też - jak zeznał przed komisją śledczą b. szef CBA Mariusz Kamiński - pomagać w załatwieniu córce Sobiesiaka posady w zarządzie Totalizatora Sportowego. Według byłego szefa Biura, Drzewiecki mógł być również jednym z ogniw w łańcuchu przecieku o akcji CBA dotyczącej kontaktów biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO.
Z materiałów CBA wynika, że w związku z pracami nad nowelizacją ustawy hazardowej biznesmenom z branży hazardowej zależało na tym, aby nie został rozszerzony katalog gier objętych dopłatami (chodziło o gry spoza monopolu państwowego, czyli np. na automatach). Pieniądze z dopłat miały być przeznaczone na cele związane z finansowaniem przygotowań do Euro 2012.
W sprawie dopłat Drzewiecki wysłał dwa pisma do resortu finansów (który przygotowywał projekt zmian w ustawie hazardowej): 30 czerwca 2009 r. w sprawie wykreślenia dopłat z projektu i 2 września 2009 r., w którym zmienił stanowisko dotyczące dopłat.
Drzewiecki w październiku 2009 r. wyjaśniał, że nie było jego intencją, by z projektu ustawy hazardowej usunięty został przepis o dopłatach do gier. Wyjaśniał, że 30 czerwca musiał poinformować resort finansów, że nie będzie mógł skorzystać ze środków z dopłat, bo - według niego - miały one iść wyłącznie na budowę obiektów Narodowego Centrum Sportu, a nie inne cele resortu, tymczasem zapadła decyzja, że nie będzie budowany kompleks NCS.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.