Donald Trump nawet nie ukrywa, że chce powtórzyć sukcesy Ronalda Reagana. Właśnie wprowadza w życie największą reformę podatkową od lat 80.
Kiedy na początku lat 80. Ronald Reagan przejmował władzę w USA, amerykańska gospodarka była w opłakanym stanie. Wzrost gospodarczy był nikły, za to duże było bezrobocie, a wysoka inflacja zjadała zarobki Amerykanów. Nowy prezydent postawił na rewolucję proponowaną przez szkołę chicagowską. Zmniejszył on znacząco podatki, zwłaszcza firmom, zderegulował przepisy, zdemonopolizował całe sektory gospodarki o prowadził politykę silnego pieniądza. Dzięki temu USA weszły w okres prosperity nie spotykany od lat 50.
Donald Trump pragnie powtórzyć sukces swojego poprzednika. Właśnie wprowadzono program reform podatkowych, który już określa się mianem największego od lat 80. I jest on łudząco podobny do tego sprzed ponad 30 lat. Zakłada on zmniejszenie opodatkowania, zwłaszcza dla firm; zmniejszenie liczby progów podatkowych; uproszczenie systemu podatkowego i zwiększenie ulg podatkowych. Autorzy reformy liczą na podobne efekty dla gospodarki, jak za czasów Reagana.
Czy powtórzy się historia z przed 30 lat? Ekonomiści są w tej sprawie podzieleni. I co ciekawe, punktem sporu jest jej rzeczywisty efekt dla klasy średniej. Zwolennicy reform podkreślają, że to właśnie reforma ma pomóc tej kurczącej się w Ameryce grupie. Przeciwnicy zaś zwracają uwagę, że najwięcej na reformie zyskają wielkie korporacje, a klasa średnia skorzysta na nich dużo mniej lub wcale. Jak zawsze kiedy jest mowa o obniżkach podatków, pojawia się widmo wysokiego deficytu, z którym nawet Reagan nie potrafił sobie poradzić.
Spór o reformę podatkową pokazuje, jak bardzo zmieniły się czasy od lat 80. O ile wtedy potrzebny był demontaż systemu etatystycznego zbudowanego jeszcze w przez Roosevelta w latach 30-tych, o tyle teraz obok rozrastającego państwa problemem staje się również polityka wielkich korporacji. Zrozumiał to Donald Trump, który obiecał w kampanii „osuszyć bagno”, czyli rozprawić się z niejasnymi powiązaniami między polityką a wielkim biznesem. I między innymi dzięki temu wygrał wybory.
Przeciwnicy obecnej reformy podkreślają, że Trump zaprzeczył nią swoim obietnicom. Argument nie jest do końca celny. Prezydent USA wziął się na poważnie za znoszenie barier biurokratycznych. A one w dużym stopniu przeszkadzają rozwijać się klasie średniej w rywalizacji z wielkimi firmami. Zarzuty wobec Trumpa wydają się jeszcze mniej celne, kiedy zobaczymy, jak niekorzystne dla ludzi (wzrost cen) są próby walki z korporacjami np. poprzez ograniczenia w zakładaniu aptek (w Polsce) czy poprzez ograniczenia w działaniu Ubera (Unia Europejska).
To prawda, obniżka podatków przeprowadzona przez republikanów, nie jest skierowana przeciw korporacjom. Ale też nie miała temu służyć. Miała służyć zdjęciu zbyt dużego ciężaru z barków klasy średniej. Diabeł jednak jak zwykle tkwi w szczegółach. Jeśli reforma osiągnie zamierzone cele, gospodarka amerykańska powinna ruszyć z kopyta, a Donald Trump stanie się godnym następcą Ronalda Reagana. Jeśli jednak proporcje obniżek podatków okażą się źle dobrane, następny Reagan będzie musiał przygotować coś zupełnie nowego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.