Z Polski na Zachód wywożone są nielegalnie tony leków refundowanych, których brakuje pacjentom w kraju. Dlaczego od dekady państwo jest bezradne w starciu z oszustami, których zysk szacowany jest na 2 mld zł rocznie? - pyta Andrzej Grajewski w nowym numerze "Gościa Niedzielnego".
Odwrócony łańcuch dystrybucji leków – tak Państwowa Inspekcja Farmaceutyczna opisuje proceder niezgodnego z prawem pozyskiwania leków refundowanych, a następnie ich nielegalnego wywozu za granicę. Prawidłowy łańcuch dystrybucji wygląda następująco: producent–hurtownia–apteka–pacjent. Odwrócony sprowadza się do tego, że leki po dotarciu do aptek nie trafiają do pacjentów, ale za pomocą różnych sztuczek i przekrętów wracają do hurtowni, skąd sprzedawane są na Zachód. Większość to leki produkowane przez znane marki, które z zyskiem można sprzedać na Zachodzie. Według szacunków pełniącego obowiązki głównego inspektora farmaceutycznego (GIF) Zbigniewa Niewójta, wartość nielegalnie wywiezionych za granicę leków można szacować na ok. 2 mld zł rocznie - pisze Grajewski w tekście pt. "Znikające leki".
Więcej - w najnowszym numerze naszego tygodnika.
Jednak jego poglądy nie zawsze są zgodne z katolickim nauczaniem.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.