Resztką sił wyszeptała pod adresem swych morderców: „przebaczam, przebaczam, przebaczam”. Zamordowana w Somalii przez islamistów siostra Leonella Sgorbati jutro zostanie ogłoszona błogosławioną.
Po jej śmierci ludzie, którym pomagała stwierdzili, że na „somalijskim niebie zgasła gwiazda miłości”. Muzułmanie nazywali ją wręcz „kobietą wysłaną przez Boga”. Siała dobro. Pomagała dzieciom przyjść na świat, opatrywała rany, leczyła chorych. Przede wszystkim jednak kształciła wyspecjalizowaną kadrę medyczną, tak bardzo potrzebną w Afryce. Otwieranie nowych szkół i formowanie w nich pielęgniarek i położnych było motorem jej misji na Czarnym Lądzie. Spędziła tam 36 lat, przyjęła na świat ponad 4 tys. dzieci, aż w końcu, jak ziarno, które musi obumrzeć po to, by wydać owoc spoczęła w afrykańskiej ziemi. Jej historia to nie jest przede wszystkim historia męczeństwa z rąk fundamentalistów islamskich, którym charytatywna działalność sióstr bardzo się nie podobała, gdyż, jak fałszywie twierdzili, była tylko przyczynkiem do prozelityzmu. Historia tej włoskiej misjonarki ze Zgromadzenia Matki Bożej Pocieszenia pokazuje, że prawdziwe spotkanie z Jezusem wszystko zmienia, a wierność Mu czyni życie owocnym. Pokazuje zarazem, że fundamentalizm tak może religijnie zaślepić, iż nie widzi się dokonywanego dobra, tylko własne lęki i stojące za nimi wypaczone idee. Niestety widzimy to dziś w zbyt wielu krajach świata.
Siostra Leonella najpierw 30 lat pracowała w Kenii, potem zgodziła się przenieść do Somalii. Zgodziła się choć kraj ten opuszczali wówczas wszyscy cudzoziemcy z powodu narastającego fundamentalizmu, który dążył do tego, by wyrugować wszystko co chrześcijańskie. Potrzebujący pomocy, biedni muzułmanie doceniali poświęcenie sióstr, ich oddanie i bezinteresowność; wpływowi imamowie koncentrowali się na tym, że były niemuzułmankami, czyli ciałem obcym w somalijskim społeczeństwie i, jak głosili, zagrożeniem. Widząc ogromne potrzeby siostry trwały na swej misji, choć wielokrotnie próbowano przekonać je do tego, by się ewakuowały. „Pewno gdzieś jest nabój z wyrytym moim imieniem, tylko Bóg wie kiedy mnie dosięgnie” – mawiała z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru siostra Leonila. I dodawała: „Ale gdy my wyjedziemy, kto zajmie się potrzebującymi”.
Śmiertelne strzały dosięgły ją we wrześniu 2006 roku, gdy po dyżurze w szpitalu wracała do domu. Wraz z nią zginął jej ochroniarz Mohammed – muzułmanin, ojciec czworga dzieci, który próbował osłonić ją własnym ciałem. Misjonarka resztką sił wyszeptała pod adresem swych oprawców: „przebaczam, przebaczam, przebaczam”. Te słowa słyszeli muzułmanie, którzy pośpieszyli jej na ratunek, słyszeli jej uczniowie, których cały czas uczyła, że religia nie może dzielić. Ktoś po je śmierci podkreślił, że śmierć chrześcijańskiej zakonnicy i jej muzułmańskiego ochroniarza są znakiem profetycznym. Pokazuje bowiem, że można razem żyć, skoro można razem ginąć. Jej krew może stać się ziarnem nadziei w budowaniu autentycznego braterstwa wśród narodów we wzajemnym uszanowaniu dla przekonań religijnych każdej grupy. By tak mogło się jednak stać trzeba się wsłuchać w to jej po trzykroć „przebaczam”. W jego natychmiastowość. Nie ma na co czekać, przebaczenie jest cechą ludzi odważnych, którzy wierzą w Miłosiernego Boga. Przebaczenie jest narzędziem pokoju. Tej odwagi dziś potrzebuje nie tylko Somalia. Wystarczy rozejrzeć się po własnym podwórku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...