Franciszek i Emmanuel Macron. Europa i Afryka. W tle wspólnota Sant'Egidio.
Wizyta prezydenta Francji w Watykanie spotkała się z dużym zainteresowaniem mediów światowych. Co nie powinno dziwić. Papież od dłuższego już czasu postrzegany jest jako jeden z największych autorytetów świata, Emmanuel Macron coraz bardziej zbliża się do pozycji lidera, mającego olbrzymi wpływ na kształt polityki europejskiej. Obydwaj są zainteresowani wypracowaniem nowej wizji Starego Kontynentu.
Jest też inny temat, łączący papieża z prezydentem. Napisać uchodźcy to za mało. Obydwaj mają świadomość, że rozwiązaniem tego palącego problemu nie są nowe mury i zasieki, ale inwestowanie w Afrykę. W tym kontekście ważne jest nie tylko spotkanie Macrona z Franciszkiem. Także jego wizyta w Palazzo Farnese, gdzie spotkał się z Andreą Riccardi i innymi przedstawicielami wspólnoty Sant’Egidio. Stojący na jej czele Marco Impagliazzo, relacjonując spotkanie z Emmanuelem Macronem, wskazywał na plany dotyczące młodzieży i edukacji, które pozwolą Afrykanom pozostać w pracować w ich krajach i mówił o współbrzmieniu z prezydentem w kwestiach pracy na rzecz pokoju na tym kontynencie. Wreszcie po raz kolejny przywoływano korytarze humanitarne (w czasie trwania rozmowy na Fiumicino wylądował kolejny samolot, którym przyleciało 139 osób z obozu dla uchodźców w Tigrai, w Etiopii) jako wzór polityki legalnej imigracji osób potrzebujących ochrony humanitarnej.
Ostatnia grupa to nie tylko najczęściej pojawiająca się w mediach Syria. Jej mieszkańcy nie wypływają na łodziach z wybrzeży Libii. Pisałem o tym w jednym z poprzednich komentarzy. Opisane wyżej propozycje są chyba jedynymi rozsądnymi, długofalowymi sposobami na powstrzymanie fali uciekających z Afryki przed wojną i głodem.
Oczywiście w wielu środowiskach wizja przyjmowanych imigrantów wzbudza lęk. Środowiska skrajnie prawicowe postrzegają ich w kategoriach zagrożenia dla chrześcijańskiej Europy. Warto zatem pytać jak było na początku, przed dwoma tysiącami lat. Przez długi okres czasu byliśmy mniejszością. Często prześladowaną. I ta sytuacja w żaden sposób nie hamowała rozwoju Kościoła. Przeciwnie, trzy pierwsze wieki były czasem jego niezwykle dynamicznego rozkwitu. Spotkanie pod jednym dachem z inną religią nie było zagrożeniem, ale szansą. Jak mówił Jezus: „Będzie to dla was okazją do składania świadectwa” (Łk 21,13). W ten właśnie sposób należy patrzeć na mieszkanie pod jednym dachem z „innym”. Nie bezbożnikiem, tym bardziej nie Belzebubem, po prostu „innym”. Kimś, kto może dzięki nam doświadczyć wyzwalającej siły Bożej miłości, albo siły czynionego w imię Boga zła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.