Nie przystępować do Komunii św. to tak, jak umrzeć z pragnienia przy źródle. A przecież wystarczy tylko pochylić głowę - św. Jan Maria Vianney.
Pielgrzymowanie przypomina ludzkie życie. W momencie przyjścia na świat człowiek staje na początku drogi, pokonuje ją, aż wreszcie dochodzi do kresu. Wędrówka pielgrzymim szlakiem ma również wymiar pokutny, wiąże się z ascezą, wyrzeczeniem, trudem – tak jak droga prowadząca do nawrócenia. To dlatego pątnicy wyruszają na drogi prowadzące ku miejscom świętym bez względu na czekający ich trud i uciążliwości. Chcą być wysłuchani i pocieszeni.
Sanktuarium to miejsce święte, w którym pielgrzymujący lud doświadcza niecodziennego spotkania z Bogiem. W wielu przypadkach jest to miejsce związane z życiem i działalnością otaczanego czcią Świętego. Tak jest też i w Ars, w małym uroczym, francuskim miasteczku, pełnym zieleni i kwiatów, położonym niedaleko Lyonu. Tu w sposób szczególny wstawia się za pielgrzymim ludem św. Jan Maria Vianney, który przez 41 lat sprawował w tym miejscu swoją posługę kapłańską. I chociaż to miasto liczy zaledwie 1100 rdzennych mieszkańców, pełne jest ludzi, którzy w pielgrzymkach przychodzą do bazyliki, gdzie w sarkofagu spoczywa przemożny u Boga orędownik – św. Jan Maria Vianney.
Szacuje się, że każdego roku sanktuarium w Ars odwiedza około 500 000 pielgrzymów zarówno z Francji, jak i z zagranicy. Wszyscy chcą na własne oczy zobaczyć ciało świętego staruszka, które w sposób cudowny nie zostało dotknięte pośmiertnym zepsuciem. Wpatrujemy się więc w postać św. Vianneya, który bez reszty poświęcił się swemu kapłaństwu i za jego wstawiennictwem modlimy się także za naszych kapłanów.
Ten niezwykły człowiek urodził się 8 maja 1786 roku. Pochodził z rodziny wieśniaczej. Był jednym z sześciorga dzieci. Były to czasy bardzo ciężkie dla Kościoła we Francji z powodu rewolucji francuskiej, która robiła wszystko, żeby zniszczyć wiarę w sercach narodu. W tym trudnym czasie Mszę św. mogli oficjalnie sprawować tylko ci kapłani, którzy zgadzali się na podporządkowanie Kościoła państwu. Mówiąc potocznym językiem, ówczesnemu państwu francuskiemu chodziło o to, żeby księża byli politycznie poprawni. Jednak wielu ludzi uważało takich kapłanów za zdrajców.
Ci, którzy nie uznawali zwierzchnictwa państwa nad Kościołem, zmuszeni byli ukrywać swoje kapłaństwo. Przebrani za robotników lub chłopów odwiedzali wierzące rodziny i wieczorami odprawiali Msze św. Młody Jan przyjął Pierwszą Komunię św. dopiero w wieku 13 lat. Przygotowały go do niej dwie wypędzone z klasztoru siostry zakonne. Uroczystość odbyła się w okropnych warunkach: w stodole za wozem z sianem, który stał w drzwiach stodoły, a dla zamaskowania sprawowanej Liturgii parę osób stymulowało wyładowywania siana.
W tamtym czasie wszystkie szkoły parafialne były pozamykane i dlatego Jan uczył się pisać i czytać dopiero w wieku 17 lat. Kiedy miał 20 lat, zaczął przygotowywać się do kapłaństwa. Miał jednak ogromne problemy z przyswajaniem wiedzy i na dodatek był chorobliwy. Nie umiał przyswoić zasad gramatyki łacińskiej, nie potrafił także nauczyć się ani przedmiotów filozoficznych, ani teologicznych. Dzięki interwencji życzliwego mu proboszcza Balley ze sąsiedniej parafii Ecylly, został wyświęcony na kapłana w 1815 roku.
Po trzech latach pracy u boku ukochanego proboszcza Balley, Vianney został skierowany do Ars. Wówczas w tej wiosce było tylko 230 wiernych, a większość z nich w ogóle nie interesowała się religią. Na niedzielną Msze św. przychodziło zaledwie kilka osób. W Ars niedziela stała się dla tamtejszych rolników kolejnym dniem pracy. Vianney mawiał często o nich, że od zwierząt różnią się tylko tym, że są ochrzczeni. Przerażony stwierdził kiedyś, że wystarczy zostawić wioskę przez 20 lat bez posługi kapłana, a ludzie zaczną oddawać cześć zwierzętom.
Ars było dla Vianneya wielkim wyzwaniem. Chłopi w wolnym czasie wysiadywali w gospodzie, a pijaństwo stało się powszechną receptą na ucieczkę od nudy.
Stan, w jakim Vianney zastał kościół parafialny, odzwierciedlał duchową mizerię mieszkańców Ars. Kiedy wszedł do niego po raz pierwszy, ogarnęło go przerażenie: tabernakulum było puste, wieczna lampka zgaszona, a wszędzie panował nieporządek. Ubogie, słomą kryte chałupy były w tamtym czasie zgrupowane wokół małego kościoła parafialnego. Wioska budziła przygnębiające wrażenie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.