Karawany migrantów głównie z Salwadoru, Gwatemali i Hondurasu przemieszczają się w stronę granicy ze Stanami Zjednoczonymi
Kard. Oscar Rodriguez Maradiaga wskazuje na przyczyny tego stanu rzeczy: brak pracy, szerząca się przemoc, rosnąca w związku z tym desperacja. Biedni nie mają żadnej ochrony ze strony tych, którzy powinni to czynić. W tej sytuacji ludzie zmuszeni są ratować się ucieczką.
Zdaniem honduraskiego hierarchy policja i rządy tych krajów uwikłane są w korupcję oraz czyny kryminalne. Małe przedsiębiorstwa rodzinne działają pod groźbą śmierci ze strony grup przestępczych. Kto próbuje się przeciwstawić jest usuwany. Dramatyczną sytuację potęguje wzrastający handel narkotykami oraz podział ziemi pomiędzy uzbrojonymi bandami. Ani państwo, ani społeczeństwo obywatelskie, ani Kościół nie są w stanie poradzić sobie z tymi problemami.
Największa karawana migrantów licząca około 4 tys. ludzi wyruszyła z Hondurasu 13 października. Do Stanów Zjednoczonych zmierzają również dwie inne, mniejsze karawany po około 2 tys. osób. Władze meksykańskie zablokowały pierwszą próbę przekroczenia granicy ze Stanami Zjednoczonymi ze strony największej z nich. Policja federalna i lokalna uniemożliwiła 200 z 4 tys. migrantów przybyłych w ostatnich dniach do Tijuany nielegalne przedostanie się do Stanów Zjednoczonych. Amerykański prezydent Donald Trump ogłosił w czwartek, że zezwolił amerykańskiemu wojsku użyć w razie konieczności „śmiercionośnej siły” na granicy z Meksykiem. Zagroził także jej czasowym całkowitym zamknięciem. Prezydent wyraził jednak nadzieję, że użycie siły nie będzie konieczne.
Trump wspomniał o około 500 przestępstwach, które miały miejsce w ramach karawany. Tworzą ją przedstawiciele wielu krajów. Oprócz mieszkańców Hondurasu są w niej Chilijczycy, Kostarykanie, Salwadorczycy, Nikaraguańczycy, Kolumbijczycy, Wenezuelczycy i Peruwiańczycy.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.