Wenezuelczycy umierają z głodu, pragnienia i braku potrzebnych leków.
Ta dramatyczna sytuacja nie może być dalej częścią walki politycznej prowadzonej przez prezydenta Nicolasa Maduro. Wskazują na to biskupi tego południowoamerykańskiego kraju apelując do wojska, by sprzeciwiło się dyktaturze, stanęło u boku cierpiących ludzi i nie godziło się na sianie dalszych represji.
Awaria systemu energetycznego w Wenezueli, która poskutkowała kilkudniowymi przerwami w dostawach prądu, uniemożliwiając m.in. pracę szpitali, stała się symboliczną kroplą, która przelała czarę goryczy wenezuelskiego społeczeństwa. „Brak prądu pogorszył i tak już dramatyczną sytuację żywnościową w kraju. Nie działały lodówki, ani maszyny do oczyszczania wody” – mówi sekretarz wenezuelskiego episkopatu. Bp José Trinidad Fernández wskazuje, że wobec wzrostu zagrożenia epidemiami Caritas w trybie pilnym rozprowadza tabletki do odkażania wody. Nic innego nie można zrobić, bo w kraju brakuje odpowiednich szczepionek, a czekające na granicy konwoje z pomocy humanitarną, w tym z lekami, wciąż nie mogą wjechać do Wenezueli.
„Trzeba zjednoczyć wysiłki, by uratować nasz kraj. Kryzys jest tak ogromny, że żadna grupa polityczna czy społeczna w pojedynkę nie jest mu wstanie sprostać” – podkreślają wenezuelscy biskupi. „Powolna agonia Wenezueli każdego dnia naznaczona jest kolejnymi ofiarami śmiertelnymi” – wskazuje ordynariusz San Carlos. Z kolei biskup Trujillo, gdzie prądu brakowało non stop przez 110 godzin zauważa, że ludzie oczekują konkretnych zmian. „Rząd nie może nadal podsycać kultury śmierci. Trzeba położyć kres absurdalnym i haniebnym represjom” – apelują wenezuelscy biskupi wzywając prezydenta Maduro do natychmiastowego otwarcia granic i dostarczenia potrzebującym koniecznej pomoc humanitarnej.
W tym kontekście ordynariusz przygranicznej diecezji San Cristóbal wskazuje na niegodziwość dyktatora. Prezydent zgodził się wprawdzie na otwarcie granicy z Kolumbią, tak by młodzież ucząca się w tym kraju mogła wrócić do szkół. Jednak po lekcjach uczniowie są dokładnie kontrolowani na granicy, tak by nie mogli przemycić dla swych bliskich pożywienia i potrzebnych leków.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.