Prokuratura traktuje nas jak zło konieczne, a nie jak sojuszników - mówiła podczas piątkowego spotkania z parlamentarnym zespołem ds. katastrofy smoleńskiej żona jednej z jej ofiar, Magdalena Merta. W posiedzeniu nie uczestniczył Janusz Palikot (PO).
Merta powiedziała, że rodziny ofiar chcą otrzymać dokumenty potwierdzające przeprowadzenie identyfikacji.
Mówiła też, że już w Polsce trumny z ciałami ofiar nie zostały otwarte, a zwłoki nie poddane sekcji w obecności polskich lekarzy i patomorfologów, co - w jej opinii - było złamaniem prawa. Jak mówiła, wielu rodzinom "wmawiano", że nie można dokonać otwarcia trumien.
"Tutaj można się posiłkować sprawą Stanisława Pyjasa, którego sekcja po tak wielu latach wyjaśniła okoliczności śmierci. Wierzymy, że w naszym wypadku może być podobnie" - oceniła Merta.
Zwróciła też uwagę, że wciąż na miejsce katastrofy nie pojechała ekipa polskich archeologów. Jak oceniła, taka grupa fachowców mogłaby znaleźć szczątki ciał i fragmentów rozbitego samolotu.
Jej zdaniem, sprawą bardzo zastanawiającą jest też fakt, że do Polski nie został jeszcze sprowadzony wrak TU-154. "Dlaczego nie ma woli przywiezienia go do Polski, dlaczego nie ma woli wyzbierania do ostatniej śrubki jego szczątków z miejsca katastrofy?" - pytała.
Merta zapowiedziała, że po zakończeniu śledztwa będzie chciała odzyskać ubranie męża. "To nawet nie jest pamiątka, to będzie relikwia. Liczę tu na państwa pomoc, gdyby były z tym jakieś trudności" - podkreśliła. Wspomniała o podnoszonych czasem argumentach sanitarno-epidemiologicznych. Jak mówiła, nie przemawiają one do niej, bo doskonale wie, że takie rzeczy jak ubrania można poddać odkażaniu.
"W relikwiarzu księdza Jerzego znajduje się fragment jego zakrwawionej koszuli, przekazany przez Mariannę Popiełuszko i ta zakrwawiona z górą od ćwierćwiecza koszula nie niesie żadnego zagrożenia sanitarnego i rzeczy naszych bliskich też nie będą takiego zagrożenia niosły" - mówiła.
Wyraziła nadzieję, że powstanie zespołu parlamentarnego ds. katastrofy sprawi, że współpraca rodzin ofiar z prokuraturą będzie się układać lepiej.
Andrzej Melak ubolewał w swoim wystąpieniu, że śledztwo w sprawie katastrofy zostało przekazane stronie rosyjskiej. "Jak rząd polski mógł zezwolić, by najważniejsze śledztwo w dziejach Polski (...) oddać bez żadnych oporów w ręce Rosji, wbrew wszelkim konwencjom i porozumieniom?" - pytał.
Melak opowiadał o procedurze identyfikacji zwłok swojego brata. Skarżył się m.in. na pracę rosyjskich urzędników, nadmierną biurokrację. Mówił też, że od samego początku przedstawiciele polskiego rządu zniechęcali rodziny ofiar do wyjazdu do Moskwy, twierdząc, że będzie to zbyt drastyczne przeżycie. On sam ostatecznie zdecydował się na wyjazd.
Relacjonując wydarzenia w Moskwie, Melak mówił, że już gdy dokonał identyfikacji ciała brata, nie chciano wydać mu jego aktu zgonu oraz rzeczy osobistych, argumentując, że ktoś inny rości pretensje do zwłok jego brata.
Jak mówił, następnego dnia spotkał tę osobę. Jak się okazało, był to syn jednego z generałów, ofiar katastrofy, który jednak podkreślał, że tylko przez moment myślał, że może być to ciało jego ojca, co jednak za chwilę zdementował w obecności urzędników.
"To oświadczy o tym, jak rzetelnie było prowadzone śledztwo i procedury od samego początku" - powiedział Melak. "To nas najgorzej boli, że prokuratura polska, która powinna nas bronić, absolutnie nie robi tego" - mówił.
Podkreślał też, że w Moskwie minister zdrowia Ewa Kopacz i szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski zapewniali rodziny ofiar, że sekcje zostały przeprowadzone w obecności polskich prokuratorów i patomorfologów. "Teraz okazuje się, że tak nie było, że to było kłamstwo" - mówił Melak.
Podczas drugiej, zamkniętej dla mediów części posiedzenia, zespół powołał trzy grupy chronologiczno-tematyczne i uzupełnił swoje prezydium o Annę Sikorę i Arkadiusza Mularczyka. Jedno miejsce w prezydium - jak mówił dziennikarzom po zakończeniu spotkania zespołu Macierewicz - pozostało wolne. "Prowadzimy rozmowy, być może będą jeszcze inni posłowie, którzy zdecydują się wejść w skład zespołu i wtedy prezydium zostałoby o jedną z tych osób uzupełnione" - zaznaczył Macierewicz. Dodał, że chodzi o posłów z innych klubów parlamentarnych.
Wewnątrz zespołu powstały trzy grupy. Pierwsza z nich, pod przewodnictwem Beaty Kempy, zajmie się wszystkim, co wiąże się z przygotowaniem wizyty prezydenta w Katyniu 10 kwietnia. Druga, którą pokieruje senator Jan Dobrzyński, ma analizować przebieg lotu TU-154 i samą katastrofę; trzecia z kolei na czele z Marzeną Wróbel ma badać wszystko to, co działo się już po katastrofie.
Macierewicz poinformował też, że zespół zwróci się do NIK w sprawie przeprowadzenia "pilnej kontroli" działania urzędów państwowych przed katastrofą, w trakcie przygotowań do wyjazdu delegacji prezydenckiej do Katynia, a także ich funkcjonowania po katastrofie, czyli wszystkiego, co się łączy z badaniem jej przebiegu.
"Prośbę do NIK kierujemy mając nadzieję, że podejmie ona swoje działania w trybie pilnym poza dotychczasowym planem pracy, ze względu na wagę tej sprawy i konsekwencje się z tym wiążące i także ze względu na to, że nie ma organu, który jest bardziej do tego przygotowany i bardziej kompetentny w tego typu analizach, badaniach" - zaznaczył Macierewicz.
Zapowiedział też, że zespół zwróci się do "różnych środowisk i ludzi, którzy byli świadkami wydarzeń, także tych, które miały miejsce po samej tragedii". "Chcielibyśmy, by złożyli relacje. Będziemy przekazywali je opinii publicznej" - powiedział Macierewicz.
Zespół ma pracować również w trakcie wakacji.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.