O to, by spokojnie i rzeczowo rozwiązać sprawę przeniesienia krzyża, modliło się we wtorek kilkaset osób w kościele św. Anny. Ks. prałat Henryk Małecki powiedział w homilii, że krzyż jest znakiem miłości, łączy się ze służbą i poświęceniem dla innych.
Kapłan powiedział, że ludzie, którzy chcą, aby krzyż pozostał przy Krakowskim Przedmieściu, mają prawo do wyrażania swoich emocji. "Często przedstawiani są w mediach w sposób schematyczny, jako fanatycy" - podkreślił.
Ale - jak mówił - oni chcą, by ta tragedia została wyjaśniona i "żeby to się nie zabliźniło".
Ci ludzie - jak mówił ks. Małecki - mają "lęk, gdy patrzą na rzeczywistość". Jego zdaniem boją się, "czy to nie będzie tak, że jakiś popularny polityk powie, że przeszkadzają mu krzyże w szkołach, w szpitalach".
Ks. Małecki przypomniał też, że to nie Kościół wyszedł z inicjatywą przenoszenia krzyża.
Pierwotnie na godz. 13.30 w kościele św. Anny przewidziane było poświęcenie krzyża, który miał tam zostać przeniesiony sprzed Pałacu Prezydenckiego oraz msza św. w intencji ojczyzny i ofiar katastrofy smoleńskiej. Po przepychankach, głośnych protestach i awanturach przy samym krzyżu zdecydowano, że krzyż we wtorek nie będzie przenoszony.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.