Lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu kontynuują zmniejszanie dawek leków utrzymujących w śpiączce chłopca, któremu we wtorek przeszczepiono wątrobę. Czekają, aż organizm Tomka podejmie samodzielną pracę - poinformowano na stronie internetowej CZD.
Lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu kontynuują zmniejszanie dawek leków utrzymujących w śpiączce chłopca, któremu we wtorek przeszczepiono wątrobę. Czekają, aż organizm Tomka podejmie samodzielną pracę - poinformowano na stronie internetowej CZD.
Stan Tomka jest stabilny - napisano w komunikacie.
W piątek o godz. 9.30 w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu odbędzie się briefing prasowy, na którym lekarze poinformują o stanie zdrowia chłopca.
We wtorek 17 sierpnia Tomek przeszedł w CZD operację przeszczepu wątroby, gdyż z powodu zatrucia muchomorem sromotnikowym jego własna wątroba uległa zniszczeniu. Obecnie przebywa na oddziale pooperacyjnym w centrum.
Na briefingu prasowym, który odbył się w czwartek rano, dr Elżbieta Pietraszek-Jezierska, kierownik oddziału pooperacyjnego CZD poinformowała, że parametry wątrobowe i funkcja przeszczepionej wątroby uległy znacznej poprawie. Lekarze zaczęli stopniowo odstawiać chłopcu leki utrzymujące go w śpiączce.
Jak podkreśliła dr Pietraszek-Jezierska, trudno jednak przewidzieć, ile potrwa wybudzanie Tomka, bo proces metabolizowania leków będzie zależał m.in. od czynności wątroby. "To jest proces, który trwa. Czasami jest to kilka godzin, czasami kilka dni" - tłumaczyła.
Według niej, pełne podjęcie funkcji przez wątrobę zajmuje więcej czasu. "Jest to proces kilkudniowy, czasami nawet dłuższy" - wyjaśniła. Poinformowała też, że nerki chłopca nadal są wspomagane dializą.
Z kolei prof. Ryszard Grenda, kierownik Kliniki Nefrologii, Transplantacji Nerek i Nadciśnienia Tętniczego CZD wyjaśnił, że u chłopca przed operacją przeprowadzono "szereg dializ albuminowych, techniką MARS". "To dzięki tym zabiegom chory dożył przeszczepu" - zaznaczył. Jak wyjaśnił, dializa albuminowa jest procedurą specyficzną dla uszkodzenia wątroby - "eliminuje w sztuczny sposób, część tych toksyn, które chora, niewydolna wątroba produkuje w nadmiarze lub nie do końca metabolizuje".
Metoda ta jest określana jako "pomost", gdyż zabezpiecza tkanki chorego przed odkładaniem się w nich toksyn, co pozwala mu dłużej czekać na przeszczep; w przypadku Tomka było to dziewięć dni.
"Trzeba jednak pamiętać, że wątroba współdziała biologicznie z nerkami w zakresie regulacji płynów, więc kiedy jest niewydolna często dochodzi również do niedomogi nerek. Wówczas, aby odwadniać chorego i robić miejsce na płyny, które przy intensywnej terapii muszą być podawane w dużych objętościach, oprócz dializy albuminowej wykonujemy ciągłą hemodiafiltrację żylno-żylną" - tłumaczył Grenda.
Specjalista podkreślił, że ta właśnie procedura jest prowadzona cały czas, ponieważ czynność nerek Tomka nie jest w pełni zadowalająca.
"Chłopiec oddaje mocz, ale nie tyle, ile potrzeba przy intensywnej terapii. Hemodiafiltracja żylno-żylna będzie prowadzona do momentu, kiedy ilość jego moczu wzrośnie, a to będzie miało miejsce wówczas, gdy wątroba będzie samodzielnie dobrze działać" - wyjaśnił. Dodał, że nie ma już jednak potrzeby prowadzenia dializy MARS, gdyż czynność wątroby chłopca powoli się uruchamia.
Według Grendy, w dzisiejszych czasach w Polsce liczba poważnych przypadków zatruć grzybami u dzieci, które wymagałyby przeszczepu wątroby, jest bardzo mała. Jego zdaniem, jest to w dużej mierze zasługa mediów, które przyczyniły się do wzrostu świadomości społecznej na temat tego, że grzyby mogą być zabójcze.
Specjalista przypomniał, że w latach 80. i 90. minionego wieku w sezonie grzybowym lekarze w CZD mieli ok. 90 przypadków zatruć dzieci rocznie. Aby usunąć z organizmu małych pacjentów toksynę muchomora - amanitynę - poddawano ich plazmaferezie, która jest jedną z metod pozaustrojowej eliminacji toksyn. W tamtych latach tylko specjaliści z CZD potrafili przeprowadzić ten zabieg u małych dzieci.
Wówczas nie wykonywano jednak przeszczepów wątroby, dlatego chorych, którzy trafiali za późno i toksyn wchłoniętych przez ich tkanki nie można już było usunąć żadną metodą, nie dawało się uratować.
"Przypadek Tomka pokazał, jak ważny jest pozytywny stosunek społeczeństwa do przeszczepów. Osoba zmarła może uratować życie co najmniej siedmiu osób. Można od niej pobrać serce, wątrobę, dwie nerki, płuca, trzustkę i rogówkę. Jeśli, będziemy pamiętać, że każdemu z nas może być potrzebny przeszczep, to może łatwiej będzie nam wyrazić zgodę na to, by po śmierci nasze narządy mogły służyć innym" - podkreślił Grenda.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.