Były amerykański producent filmowy Harvey Weinstein został w środę skazany przez sąd w Nowym Jorku na 23 lata więzienia za gwałt i napaść seksualną. Weinsteinowi groziło od pięciu do 25 lat pozbawienia wolności. Obrona już zapowiedziała apelację.
W poniedziałek ujawniono niektóre dokumenty z korespondencji Weinsteina z 2017 roku. W jednym z e-maili, odpowiadając na pytanie tabloidu "National Enquirer" w sprawie zarzutu, że lubieżnie dotykał aktorkę Jennifer Aniston.
"Jen Aniston powinno się zabić" - napisał.
Kontaktował się on z kilkudziesięcioma znanymi osobistościami, m.in. szefem Apple'a Timem Cookiem, szefem Amazona Jeffem Bezosem i miliarderem, byłym burmistrzem Nowego Jorku Michaelem Bloombergiem, z prośbą o wsparcie. Opisywał siebie jako niepanującego nad gniewem seksoholika i twierdził, że jest "samobójcą".
W poniedziałek w piśmie do sędziego Jamesa Burke'a prawnicy Weinsteina wnioskowali o wymierzenie producentowi minimalnej kary pięciu lat więzienia. Argumentowali, że proces "nie przedstawił rzetelnie tego, kim (Weinstein) jest". "Historia jego życia, jego osiągnięcia i zmagania są po prostu niezwykłe i nie należy ich całkowicie pomijać przy werdykcie" - przekonywali. Zwracając uwagę na wiek swojego klienta i jego problemy zdrowotne, adwokaci podkreślali, że nawet najkrótszy wyrok może dla niego oznaczać dożywocie.
Z kolei biuro prokuratora okręgowego na Manhattanie poprosiło sędziego, by wyrok dla Weinsteina odzwierciedlał jego postępowanie i - jak oceniano - całkowity brak wyrzutów sumienia; wskazywano też, że należy zapewnić, że Weinstein nie będzie mógł popełniać dalszych przestępstw.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.