799 zmarło wskutek koronawirusa w stanie Nowy Jork w ciągu ostatniej doby - poinformował w czwartek jego gubernator Andrew Cuomo. To największy dobowy przyrost zgonów w tym stanie od początku pandemii.
Dzień wcześniej gubernator Cuomo informował o 779 ofiarach śmiertelnych choroby Covid-19. W sumie w całym stanie zmarło 7067 osób, co jest niemal połową zgonów w całych Stanach Zjednoczonych.
Cumo powiedział, że mimo wzrostu dobowej liczby zgonów zmniejszyła się znaczenie liczba osób hospitalizowanych. Według niego w ciągu ostatnich 24 godzin hospitalizacji wymagało tylko 200 osób. "Spłaszczamy krzywą, odnotowaliśmy wzrost liczby hospitalizacji o 200, co jest najniższą liczbą, jaką mieliśmy od początku tego koszmaru" - powiedział gubernator.
Podkreślił, że coraz mniejsza liczba osób hospitalizowanych to efekt nakazu dystansu społecznego. Ostrzegł jednak przed łagodzeniem ograniczeń, bowiem nie chce doprowadzić do nowej eksplozji epidemii. Przypomniał przy tym grypę "hiszpankę" z lat 1918-1920, której epidemia wystąpiła w trzech falach.
Dzień wcześniej Cuomo mówił o 586 osobach, które z powodu infekcji trafiły pod opiekę medyczną. W sumie w szpitalach w stanie Nowy Jork przebywa obecnie 18 tys. osób. Zdaniem gubernatora być może uda się uniknąć tragicznego scenariusza, który zakładał, że hospitalizacji będzie wymagać 110 tys. osób, a jego stan ma obecnie do dyspozycji 90 tys. łóżek szpitalnych.
"Musimy nadal zachowywać się tak samo, w przeciwnym wypadku liczba chorych wzrośnie, a nie możemy dopuścić do najgorszego scenariusza" - oznajmił.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.