Chilijscy górnicy, uwolnieni w środę i czwartek po 69 dniach pod ziemią, chcą ściśle kontrolować przekazywanie informacji na temat swych przeżyć pod ziemią, by móc sprawiedliwie podzielić się zyskiem - pisze w piątek agencja AP.
Żaden z uratowanych nie udzielił jak dotąd żadnych obszernych wypowiedzi ani nie ujawnił szczegółów swych przejść na głębokości 625 m pod ziemią.
Córka 56-letniego elektryka Omara Reygadasa ujawniła w piątek, że powiedział on jej, iż górnicy ustalili, że podzielą się wszelkimi zyskami z wywiadów, wypowiedzi w mediach, książek lub filmów.
"Powiedział też, że nam również nie wolno rozmawiać z mediami bez ich zgody - oświadczyła 37-letnia Ximena Alejandra Reygadas. - Powiedział, że muszą decydować, o czym wolno nam mówić mediom".
Brygadzista z kopalni San Jose, który utrzymuje bliski kontakt z wielu uratowanymi, powiedział natomiast agencji AP, że zatrudnili oni księgowego, by rejestrował dochody z ich publicznych wypowiedzi i dzielił je po równo.
"Sądzę, że przede wszystkim chodzi o to, by pobierać opłaty z tytułu praw do wszystkiego, co jest pokazywane na temat ich życia osobistego i ich odysei" - powiedział brygadzista Pablo Ramirez.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.