Od Garies do Nababiep – relacja z 21-24.10 Dziś przebyłem 30 mil-oj !-ciężko tak, że trudno wysłowić! Sił tak mało, tak mało Maryś- a to trzeba! Do granicy jeszcze 120 mil.
Sharon opuściła obozowisko bardzo wcześnie rano, pozostawiając nas w głębokiej zadumie i postanowieniu, że nie damy się stłamsić cywilizacji i temu co odgórnie jest narzucone. Żyjąc w społeczeństwie należy respektować reguły i zasady w nim panujące, ale trzeba też realizować własne marzenia i pragnienia. Chciałabym będąc w jej wieku mieć tyle radości życia i chęci poznawania Świata.
Przejazd przez góry Kasmiesberg Pass
Starym zwyczajem wyjeżdżamy z Asią pierwsze, dając chłopcom czas na dokończenie pakunków, zjedzenie śniadania, załatwienie pieczątki w miejscowym komisariacie. Mamy przed sobą jakieś 60 kilometrów, wydaje się, że to nie dużo, ale zważywszy na to, że czeka nas przejazd przez góry, musimy się spieszyć. Pierwsze kilometry mijają bez większego wysiłku, po drodze spotykamy urocze zwierzaki, to wyskoczy nam jakaś kózka, to żółw, jaszczurka, osiołki. Istna sielanka. Powoli teren coraz bardziej się wznosi, wjeżdżamy w pasmo gór Kasmiesberg Pass. Pierwszy podjazd ma jedyne osiem kilometrów, co todla nas?!
Jesteśmy już mocno zaprawieni. Krajobraz robi się coraz bardziej pustynny, gdzieniegdzie widać jeszcze zielone kępki traw, kilometry przestrzeni przed nami, za nami, z prawej i lewej strony. Można się już przyzwyczaić do tego widoku. Droga nas nie rozpieszcza, ale przecież nie przyjechaliśmy tutaj na wakacje, Nowak na pewno nie miał lżej. Temperatura powietrza zbliża się do 50 stopni a przed nami jeszcze szmat drogi. Przejazd przez góry jest drogą przez mękę. Walczymy sami z sobą, ze sprzętem ( ile można złapać gum na prostej drodze?), narastającym zmęczeniem. Tabliczka z napisem Kamieskroon oznacza dla nas wybawienie.
Oj Maryś! – gorzkie migdały mam do zgryzienia- ani czuję się na siłach, kraje nędzarze -pustynne, ludzie nieserdeczni – ciężkie tułacze dni przede mną – całe szczęście, że mam jeszcze gotówkę w kieszeni i mogę ją wydać.
Miasteczko Kamieskroon
Miasteczko Kamieskroon administracyjnie należy do Nothern Capo i utrzymuje się głównie z turystyki kwiatowej. Z powodu panującej w tym roku wyjątkowej suszy nie dane nam było dostrzec tej niesamowitej palety barw, którą wytwarza tutejsza roślinność. Jak do tej pory to nasze największe rozczarowanie. Jeździmy od hostelu do hotelu, pytając o nocleg. Koszt postawienia namiotu to „jedyne” 300 randów ( 120 zł ). Nie poddajemy się i próbujemy dalej. Krążymy po okolicy, wywołując coraz większe poruszenie i zainteresowanie.
Lituje się nad nami emerytowana nauczycielka, która najpierw pozwala nam rozbić się na swoim ogródku, a potem, widząc trzęsącą się z zimna Asię, zaprasza nas do siebie do domu. Afrykańskie domy mają to do siebie, że z zewnątrz nie imponują przepychem, ale w środku są niesamowicie klimatyczne. Po ciężkiej przeprawie przez Kasmiesberg, 1,5 godzinnych poszukiwaniach noclegu nikt nie narzekał, że „musi” spać w pachnącej pościeli i brać gorącą kąpiel. Ranek powitał nas zapachem świeżej kawy i jajecznicy z awokado. Pożegnaliśmy naszą uroczą gospodynię i udaliśmy się w kierunku Springbok, przed nami ponad 70 kilometrów drogi.
Pustynna nędza – złota miedź i diamenty razem w jednym miejscu. Dziwnie to brzmi –prawda? Ubranie przegniłe potem – trzeba wyprać, a nie mam gdzie i jak, trzewiki dogorywają, rower znowu w okropnym stanie – a przede mną bezkresna pustynia – ale Bóg dobry pomoże!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.