Badania potwierdziły zakażenie koronawirusem u dalszych 21 045 osób, najwięcej przypadków - 3 756 jest na Mazowszu; 375 chorych z COVID-19 zmarło - poinformowało w czwartek Ministerstwo Zdrowia.
Tydzień temu - 4 marca - było 15 250 nowych przypadków, a dwa tygodnie temu - 25 lutego - MZ informowało o 12 142 zakażeniach.
Ostatniej doby wykonano 73 332 testy na obecność SARS-CoV-2. Nowe przypadki o których poinformowało w czwartek ministerstwo dotyczą osób z województw: mazowieckiego (3756), śląskiego (2597), pomorskiego (1704), wielkopolskiego (1670), małopolskiego (1607), dolnośląskiego (1502), kujawsko-pomorskiego (1314), podkarpackiego (1255), łódzkiego (1068), warmińsko-mazurskiego (999), zachodniopomorskiego (698), lubuskiego (632), lubelskiego (601), świętokrzyskiego (567), podlaskiego (450) i opolskiego (287).
Resort podał, że 338 zakażeń to dane bez wskazania adresu, które zostaną uzupełnione przez inspekcję sanitarną.
Z powodu COVID-19 zmarło 99 osób, natomiast z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami zmarło 276 osób. Łącznie to 375 zgonów.
Łącznie od 4 marca, gdy wykryto pierwszy przypadek zakażenia w Polsce, potwierdzono go u 1 849 424 osób, z których 46 373 zmarły.
"Niestety epidemia rośnie nam o ładny procent dzień do dnia oraz tydzień do tygodnia. Wczoraj był nieco mniejszy wynik, niż można było się spodziewać, więc dziś znów jest większy. Czym to się skończy? Tego prawdopodobnie nie wie nikt. Prognozowanie w warunkach społecznej niechęci do obostrzeń jest bardzo trudne. Co z tego, że teraz rząd zaostrzyłby prawo, jak nawet te lżejsze zalecenia nie są przestrzegane" - podkreślił wirusolog prof. Włodzimierz Gut.
Pytany o bardzo trudną sytuację m.in. na Mazowszu przypomniał, ile osób bawiło się w Zakopanem.
"Tam było więcej osób z Mazowsza niż górali. Teraz wirus jest przez nich przenoszony na rodziny, znajomych. To naturalne zjawisko. Niestety ignorując większość zaleceń fachowców, Polacy powinni się spodziewać, że tak właśnie będzie" - ocenił Gut.
Jego zdaniem, jedynym ratunkiem teraz byłyby szybkie i masowe szczepienia. Nie ma jednak czym zaszczepić "na już" przynajmniej połowy populacji.
"Dlatego robi się sztuczkę magiczną i rozciąga się dwie dawki szczepienia w czasie. To pozwoli zabezpieczyć nieco więcej osób i ochroni służbę zdrowia w pewnej mierze przed napływem chorych do szpitali" - wskazał ekspert.
Relacjonujemy na bieżąco: Covid-19 w Polsce i na świecie
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.