Szef MSWiA, przewodniczący polskiej komisji badającej katastrofę Tu-154M Jerzy Miller powiedział w środę, że kluczową kwestią przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej jest fakt, że polski samolot był tak samo źle naprowadzany, jak lądujący przed nim rosyjski Ił-76.
"Wcześniej przed Tupolewem podchodził rosyjski Ił-76 z rosyjską załogą i traktowany był identycznie. Też był źle naprowadzany, też wieża nie naprowadzała prawidłowo Iła, który nie tylko o mało co się nie rozbił o płytę lotniska, bo zszedł za nisko, ale również nie szedł w osi lotniska" - powiedział Miller w środę rano w Radiu ZET.
Jak podkreślił, z wtorkowej prezentacji polskiej komisji badającej katastrofę wynika, że już podczas próby lądowania rosyjskiego samolotu transportowego warunki atmosferyczne na lotnisku w Smoleńsku były bardzo trudne. Dodał, że tuż po nieudanym podejściu do lądowania Iła zdenerwowani kontrolerzy stwierdzili, iż trzeba powiedzieć Polakom, że nie mają po co startować z Okęcia.
"My nie chcemy mówić, że ktokolwiek świadomie wprowadzał w błąd pilotów, bo po pierwsze w to nie wierzymy, a po drugie nie mamy żadnego dowodu na taki przebieg zdarzeń" - powiedział szef MSWiA.
Zaznaczył, że trzy dni wcześniej na tym samym lotnisku lądował premier Rosji Władimir Putin. "W związku z tym, hipoteza o wieży, że po raz kolejny uda się, jest bardzo prawdopodobna" - powiedział Miller. Jak dodał, zarówno stronie polskiej jak i rosyjskiej przyszło podejmować decyzje w bardzo trudnej sytuacji pogodowej panującej 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku.
"Gdyby nie pozwolono zejść poniżej 100 metrów, to moglibyśmy powiedzieć, że tylko w polskich rękach była decyzja, czy schodzimy, czy nie. Wczorajsza prezentacja myślę, że przede wszystkim powiedziała jedno: to obie strony nie dotrzymały reguły 100 metrów i ani metra niżej" - podkreślił Miller.
Pytany, dlaczego MAK w swoim końcowym raporcie ukrył to, co działo się na wieży kontrolnej na lotnisku Siewiernyj, powiedział, że po stronie rosyjskiej zabrakło odwagi przyznania się do błędów.
Szef MSWiA poinformował także, że premier Donald Tusk zaczął przygotowywać protest do "organizacji międzynarodowych" ws. końcowego raportu MAK. Jak podkreślił, powodem takiej decyzji jest bardzo długa lista uchybień proceduralnych po stronie rosyjskiej, która wpłynęła na przebieg badań. "Dlatego uważamy, że te badania nie są zakończone i że te badania trzeba kontynuować" - zaznaczył Miller.
Jak podkreślił, na ostatnich dwóch stronach polskich uwag do raportu MAK, wysłanych 17 grudnia znajduje się konkluzja, że podsumowanie rosyjskie jest "niepełne oraz nietrafne", a niektóre sformułowania nie są poparte dowodami. Dodał, że polski rząd sformułował także sugestię, że bez wspólnej dyskusji nie możemy się wypowiadać w ogóle nt. wartości ustaleń raportu rosyjskiego.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.