W niewoli na Saharze odkryła inny wymiar swojej misji, która jest nie tylko działaniem, ale przede wszystkim modlitwą.
Na jej twarzy wciąż widać ślady wycieńczenia spowodowane prawie 5-letnią niewolą. Porywacze uszanowali ją jako kobietę, dyskryminowali ją jednak ponieważ była chrześcijanką i zakonnicą. – Ciągle mi powtarzali, że jedyną prawdziwą religią jest islam. Musiałam być posłuszna i szanować ich zwyczaje. Pluli na mnie i obrzucali obelgami powtarzając, że wkrótce mnie zabiją – wspomina siostra Gloria Cecilia Narváez, która jest zakonnicą najdłużej przetrzymywaną w niewoli przez islamskich fundamentalistów. Została uprowadzona z misji w Mali, gdy będąc przełożoną dobrowolnie ofiarowała się za dużo młodszą współsiostrę, którą chcieli porwać.
Z kruchej misjonarki bije ogromna siła. Gdy opowiada o swej niewoli co chwilę wielbi i błogosławi Boga, który, jak powtarza, nigdy jej nie opuścił. – Patrzyłam na ślady moich stóp odciśnięte na piasku pustyni i myślałam, że Bóg idzie po nich ze mną. Wiedziałam, że im trudniejsza jest nasza sytuacja, tym bardziej musimy uchwycić się Boga - więc Go wielbiłam i błogosławiłam – mówiła po uwolnieniu. Wyznała, że ten czas pustyni był dla niej odkryciem innego wymiaru misji, która jest nie tylko niesieniem pomocy medycznej i edukacyjnej muzułmańskim kobietom i osieroconym dzieciom, czemu poświęciła długie lata swego życia, ale przede wszystkim modlitwą. Wspomina, że najtrudniejsze chwile przetrwała recytując z pamięci psalmy.
O tym przez co przeszła mówi bardzo oszczędnie. Wspomina łańcuch, którym ją skuto i kawałek materiału, który był jej posłaniem. Przez trzy lata nie było o niej żadnych wieści. Wielu mówiło, że pewno już nie żyje, że kobieta nie wytrwa tak długo w rękach islamistów. Porywacze rzadko pozwalali jej nawet na zrobienie choćby kilku kroków po pustyni, a głód i pragnienie były jej codziennymi towarzyszami. Po latach spędzonych w tak tragicznych okolicznościach nie ma w niej odrobiny goryczy, bólu czy żalu. Jest mocarna wiara i ufność dziecka. Cztery lata i osiem miesięcy żyła codziennością zostawiając przyszłość w rękach Boga. Także dziś pytana o swe plany i ewentualny powrót na misję do Mali, gdzie wciąż pozostało jej serce odpowiada: „On najlepiej wie”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.