Dobro wspólne? Zacznijmy od drobiazgów. Ot, parkowania tak, by inni też się zmieścili.
Zostawiam dość często swój samochód na pewnym parkingu, na którym od lat obowiązywały pewna niepisana zasada: dwa rzędy miejsc na jego środku zajmowane są tak, że wjeżdżając ustawia się najpierw pierwszy rząd, a potem drugi. Oczywiście można było, jeśli ktoś nie chciał, ustawiać się zaraz w drugim rzędzie, ale koniecznie za tymi, którzy już stoją w rzędzie pierwszym. Od paru miesięcy zaczęły się jednak pojawiać na nim ze dwa samochody parkowane odwrotnie. To znaczy kierujący nimi wjeżdżają z drugiej strony, zajmując najpierw drugi rząd. I to nawet wtedy, gdy pierwsze samochody zaczęły już parkować „po staremu”. Drobiazg, ale przyznaję, że niezmiernie mnie to irytuje. Stary zgred się czepia? No może. Ale nie mogę zrozumieć dlaczego ktoś upiera się, żeby parkować inaczej niż inni. Zwłaszcza że tak wjeżdżając często zostawia w tym drugim rzędzie odstęp na ... półtorej samochodu. On/ona ma miejsce, co będzie poprawiał/ała. A że przy takim parkowaniu „na bogato” dla innych go zabraknie? No właśnie...
Piszę o tym, bo jest chyba w tym parkingowym obrazie pewna alegoria naszego życia społecznego i politycznego. Stanowczo zbyt często brakuje w nim myślenia w kategoriach troski o dobro wspólne. Nie chodzi o to, by milcząc zgadzać się na wszystko, czego chcą inni. Nawet spór, byle sensownie prowadzony, może okazać się pożyteczny. Chcemy przecież znaleźć dla naszych problemów jak najlepsze rozwiązania, prawda? A co tysiące głów to nie jedna. Niestety, w tych niekończących się sporach wielu nie chodzi o dobro wspólne. Podejrzewam, że już nawet nie w pierwszym rzędzie o jakieś prywatne interesy. Raczej tylko o to – jak w tym parkowaniu „na odwrót” – by postawić na swoim. Choćby „moje” było małostkowe, egoistyczne czy głupie, musi być na wierzchu.
To nie tak, że w tych naszych sporach wszyscy zachowują się tak samo. „Są po jednych pieniądzach” – jak to się u nas mówi. Widzę różnice. Wiem, że czym innym jest pomówienie, czym innym jest bronienie się przed nim. Wiem że czym innym są insynuacje, czym innym wyciąganie starych, ale jednak prawdziwych spraw. I dostrzegam, że ktoś, nieraz gryząc się w język, próbuje się w polemicznym zapale hamować – co bywa odbierane jako przejaw słabości – a ktoś inny bluzga wszystkim, co mu zdeprawowany egoizmem umysł czy brudne serce podpowiadają.
Nie wiem oczywiście, jak to powstrzymać. Zobaczyłem już, że apele o pomiarkowanie nie skutkują. Jedni, owszem, posłuchają, ale wtedy innych ta powściągliwość adwersarzy dodatkowo rozzuchwala. Nie pomógł wspólny wróg jakim jest pandemia, nie pomogło zagrożenie na wschodniej granicy. O niebezpiecznych zakusach Europy, ewidentnie jednej ze stron naszych sporów, już nawet nie mówiąc. Co robić? Chyba tylko czekać na cud. I strzec własnego serca. By ogarniało więcej niż „ja chcę, ja mam prawo”. I by nie poddało się nienawiści.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.