Bywa tak, niestety, że ktoś sprzeciwia się chrześcijaństwu, uznając za chrześcijańskie coś, co wcale chrześcijańskie nie jest.
Wydrapane pracowicie w kościelnej ławce, przy bocznym filarze: „I [symbol serca] Jezus”. Jeśli nie podejrzewać autorki/autora o cynizm, to w sumie nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać. Nie da się jednak zaprzeczyć, że stosunek do wspólnej własności czy w ogóle do świata materialnego wiele mówi także o wierze.
Oskarżenia wysuwane wobec wierzących (tych widocznych w parafii, związanych z rozmaitymi wspólnotami czy w otoczeniu rozpoznawalnych jako katolicy, ale i tych abstrakcyjnych, nie do końca określonych) o ich pogardę dla materii i w ogóle świata uczuć i potrzeb ludzkich – padają z różnych stron w sumie zupełnie bezrefleksyjnie, jakby to było jakieś niepodważalne założenie. Co ma z nim wspólnego wiara, która uczy nas, iż Bóg się w-cielił, która głosi zmartwychwstanie ciała i podnosi ludzką miłość do rangi sakramentu – w sumie nie wiadomo. Gdybyśmy byli zwolennikami teorii spiskowych, mielibyśmy w tym miejscu zapewne wiele do powiedzenia – ale nie jesteśmy (no chyba że pomyślimy o buncie aniołów i perfidnym planie, który ma zaszkodzić człowiekowi).
Okres Bożego Narodzenia – świętowanie tego, że Bóg stał się człowiekiem w konkretnym czasie i miejscu – do okołomaterialnych refleksji skłania w szczególny sposób. Nie można bowiem w tych dniach zdystansować się do faktów, że człowiek świętuje w wysprzątanym otoczeniu, z dobrym jedzeniem, spotykając się z ludźmi, którzy ileś tam czasu i wysiłku poświęcili na przybycie doń, że nawet najbardziej przemyślane prezentowe zakupy swoje kosztują. Nie da się ukryć, że ten ludzki sposób świętowania wpisuje nas w materię bardzo namacalnie, a chrześcijaństwo temu sposobowi błogosławi, naznaczając go do bycia znakiem miłości wobec bliźnich i siebie samego. Oczywiście zdrowy rozsądek, by nie popaść w konsumpcjonizm, też się przyda – tak samo jak przydaje się w tępieniu różnych sposobów nadmiernego przylgnięcia do ducha. To przylgnięcie dokonuje się zazwyczaj niestety kosztem ciała bliźniego (jego wysiłku, trudu, świadczonej nam pomocy).
Starania, by inaczej myślący zrozumieli, jak my rozumiemy swoje rozumienie rzeczywistości stworzonej – o, te wydają się często walką z wiatrakami. I nic nie pomoże tu fakt, że owe wiatraki są na ogół zmyślone. Bo jest tak, niestety, że ktoś sprzeciwia się chrześcijaństwu, uznając za chrześcijańskie coś, co wcale chrześcijańskie nie jest. Wmawia się nam przecież odrzucenie materii, okrajanie człowieczeństwa, obrażanie na świat wokół, pogardę dla bliźniego, który nie podziela naszych przekonań…
Nowonarodzony Jezus, którego dziś trzymamy na rękach i pokazujemy świata, każe nam zapytać: naprawdę? Naprawdę bezbronność tej Potęgi, to co jest w niej najbardziej Boże i najbardziej ludzkie miałoby przełożyć się na to wszystko co złe, pyszne, zakłamane? Tak, nasze wyznanie miłości przypomina czasem komunikat wydrapany w twardym drewnie, grzesznikami jesteśmy. Jednak nasz Bóg jest kochany. Kochamy Go. My, chrześcijanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Liczymy na to, że zwycięstwo Trumpa spowoduje rewizję "błędnego podejścia" USA
Rodzime firmy odczuwają to najboleśniej i liczą na interwencję rządu.
Nie zapomniano także o innych regionach świata. Zwłaszcza tych, w których trwają działania wojenne.