Piłkarz FC Barcelona Pierre-Emerick Aubameyang doznał złamania szczęki w wyniku napadu w jego domu w dzielnicy Castelldefels, kiedy w poniedziałek włamywacze zaatakowali Gabończyka i jego żonę. "Nie jesteśmy już bezpieczni nawet we własnym domu" - przyznał 33-latek.
"Uczucie, że nie jesteśmy już bezpieczni we własnym domu, jest trudne do zrozumienia i opisania, ale jako rodzina przezwyciężymy to i staniemy się silniejsi niż kiedykolwiek. Chciałbym też podziękować za wsparcie, to naprawdę wiele dla nas znaczy" - napisał Gabończyk w oświadczeniu na Twitterze.
Aubameyang wraz ze swoją żoną zostali zaatakowani we wczesnych godzinach porannych w poniedziałek przez cztery zamaskowane osoby z bronią palną oraz żelaznymi prętami. Pod groźbami piłkarz został zmuszony do otwarcia sejfu, z którego włamywacze zabrali biżuterię i inne kosztowności o łącznej wartości ok. 700 tysięcy euro. Gracz katalońskiego zespołu ucierpiał - według hiszpańskich mediów - od ciosu kolbą ze strzelby, gdy stanął w obronie swojej żony, która próbowała wezwać pomoc.
W przeszłości w stolicy Katalonii włamań dokonano też do domów innych zawodników, m.in. Gerarda Pique, Ansu Fatiego, Jordiego Alby, Samuela Umtitiego i Philippe'a Coutinho. Wszystkich okradziono, gdy "Barca" rozgrywała mecze.
Jak przekazała amerykańska stacja ESPN, Gabończyk w związku z doznanym urazem będzie musiał pauzować około trzy tygodnie, co może mieć bezpośredni wpływ na jego ewentualne przejście do Chelsea Londyn, z którą od pewnego czasu był łączony. Kluby odbyły już wstępne rozmowy, które w środę mają być kontynuowane. "The Blues" proponują nie więcej niż 20 milionów euro, a "Duma Katalonii" chce, by Chelsea zapłaciła ok. 25 milionów euro.
Napastnik reprezentacji Gabonu przeszedł do Barcelony w styczniu tego roku za darmo po tym, jak za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z Arsenalem Londyn. Obecnie, po przyjściu Roberta Lewandowskiego oraz Raphinhi, stał się jedynie rezerwowym w hiszpańskim klubie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.