Marek wiedział dokąd jedzie, znał ryzyko, bardzo chciał pomagać - powiedział PAP Ksawery Sroka, koordynator Inicjatywy Nehemiasz, przyjaciel poznańskiego wolontariusza, który pod koniec marca zmarł na Ukrainie w wyniku odniesionych ran po rosyjskim ostrzale transportu humanitarnego.
W piątek po południu rodzina, bliscy i przyjaciele pożegnają Marka "Misia" na Cmentarzu Sołackim w Poznaniu.
Dwaj wolontariusze Inicjatywy Nehemiasz zostali ranni 16 marca w obwodzie donieckim. Lżejsze rany odniósł mieszkający na stałe w Polsce obywatel Ukrainy. Ciężej ranny został obywatel Polski - w wyniku ostrzału doznał rozległych obrażeń jamy brzusznej. Zmarł 27 marca w szpitalu w Kijowie.
Inwazja Rosji na Ukrainę: Relacjonujemy na bieżąco
Współtwórca i koordynator Inicjatywy Nehemiasz Ksawery Sroka powiedział PAP, że Marek z pierwszą misją na Ukrainę pojechał jesienią 2022 r. Był to transport do Irpienia, do centrum wolontariatu.
"Pojechał i - chwyciło go. Był pod ogromnym wrażeniem tego, co tam zobaczył, ludzi, których tam poznał, historii, które tam usłyszał. Chciał pomagać jeszcze bardziej, jeszcze intensywniej, angażował się finansowo. Cieszyłem z jego zapału, z tego zaangażowania mojego przyjaciela" - powiedział.
Marek brał potem udział w kilku wyjazdach z pomocą humanitarną m. in. w rejony przyfrontowe na Zaporożu i w Donbasie. Jego wyjazdowym partnerem stał się ukraiński wolontariusz Oleh, od kilku lat mieszkający w Poznaniu.
"Z Markiem znałem się jeszcze z Poznania. Tym, co robimy, zainteresował się, gdy my tu, w Warszawie, prowadziliśmy ośrodek dla uchodźców. Jeszcze w maju 2022 r. zastanawialiśmy się, czy jest sens wyjeżdżać z pomocą na Ukrainę vanem, może dwoma, skoro tak dużą pomoc kieruje tam nasze państwo, duże podmioty wysyłają całe tiry pomocy. Oleh zauważył wtedy, że ta duża pomoc dociera do dużych miejscowości, gorzej jest z zaopatrzeniem mniejszych miejsc. Gdy zaczęliśmy jeździć na Ukrainę, Marek błyskawicznie załatwił sobie paszport - też chciał jeździć i pomagać" - powiedział Ksawery Sroka.
Koordynator Inicjatywy Nehemiasz dodał, że jego przyjaciel związany był z harcerstwem i środowiskiem survivalowym. Z czasów harcerstwa pochodzi jego pseudonim "Miś".
"Obaj byliśmy w kręgu harcerzy, którzy nawiązywali do tradycji polskich komandosów na Zachodzie. Można powiedzieć, że bawiliśmy się w wojsko - ostatecznie żaden z nas do wojska nie poszedł" - powiedział.
Marek miał przeszkolenie paramedyczne. Przeszedł też organizowane przez amerykańską fundację szkolenie dla wolontariuszy wyjeżdżających w rejony przyfrontowe. "Marek i Oleh wiedzieli, jak się zachowywać pod ostrzałem. Wiedzieli, dokąd jadą i z jakim ryzykiem to się wiąże. W krytycznej sytuacji zadziałali tak, jak należało" - podkreślił Ksawery Sroka.
Swoją ostatnią misję Marek rozpoczął 14 marca. Wyjechał załadowanym pomocą sprinterem z Warszawy. Następnego dnia dojechał wraz z Olehem do Dniepru. Tam zaplanowali trasę na kolejny dzień, zakładając dostawę pomocy do dwóch miejsc w kierunku linii frontu.
Po rozładunku w Konstantynówce, 27 km na zachód od Bachmutu, wyruszyli pustym autem w drogę powrotną. Mieli kamizelki kuloodporne i hełmy. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów usłyszeli cztery wybuchy.
"Jechali pojazdem nieopancerzonym, który nie dawał im żadnej osłony. Zgodnie z procedurą wysiedli i pobiegli w kierunku pobliskiego budynku. Przypadli do betonowych schodków. Byli wyszkoleni, wyposażeni, zadziałali zgodnie z procedurami. Tym razem to nie wystarczyło - Oleh dostał w bok dwa, trzy odłamki, Marek dostał poniżej kamizelki całą garść odłamków. Gdyby zostali w aucie - obaj zginęliby na miejscu. Widziałem zdjęcia z policyjnych oględzin - samochód był w środku poszatkowany" - powiedział Ksawery Sroka.
Obu wolontariuszy natychmiast ewakuowali ratownicy medyczni z donieckiej policji.
"Kiedy miejscowi paramedycy dowiedzieli się, że Marek jest Polakiem niemal wpadli w amok: za wszelką cenę chcieli uratować Polaka. Sprowadzano dla niego specjalną karetkę. W każdym szpitalu podejście było takie samo: trzeba ratować Polaka! Była nadzieja, tej nadziei trzymaliśmy się do końca" - powiedział.
Marek po 11 dniach i pobycie w trzech szpitalach zmarł 27 marca w Kijowie.
"Mama Marka powiedziała: Marek zginął za to, w co wierzył. Wolą rodziny jest, aby zamiast zakupu kwiatów na pogrzeb, przekazać pieniądze na pomoc dla Ukrainy. Jeśli chcesz uczcić pamięć "Misia", wesprzyj akcję pomocy Ukrainie. Niekoniecznie naszą, jest ich tak wiele, że masz w czym wybierać" - poinformowała Inicjatywa Nehemiasz w mediach społecznościowych.
Ksawery Sroka powiedział, że po zakończeniu marcowego wyjazdu Marek miał wrócić do Polski, załatwić swoje sprawy zawodowe, po czym pojechać na miesiąc do Donbasu, by służyć tam dostarczając pomoc humanitarną i w razie potrzeby ewakuować ludzi.
Dzień po pogrzebie przyjaciele Marka z Polski i z Ukrainy pojadą do Łucka i dalej na wschód. Nowe auto Nehemiasza, ford transit o nazwie własnej "Miś" zostanie przez miesiąc na Ukrainie, służąc tak, jak zaplanował to Marek.
Przygotowywane jest też auto do ewakuacji medycznej "Miś 2", które latem również pojedzie na Ukrainę. "W ten sposób chcemy nie tylko uhonorować Marka, ale też kontynuować jego wymarzone dzieło" - podała Inicjatywa Nehemiasz.
Działania Nehemiasza można śledzić i wspierać; więcej informacji znaleźć można na stronie internetowej inicjatywa-nehemiasz.pl.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.