Co najmniej 300 osób zostało rannych w starciach jemeńskich sił bezpieczeństwa z uczestnikami antyrządowych demonstracji w sobotę w stolicy Jemenu Sanie oraz w kilku innych miastach - donoszą agencje.
Ubrani po cywilnemu funkcjonariusze służb bezpieczeństwa starli się w Sanie z przeciwnikami reżimu. Do rozpędzenia demonstracji użyli ostrej amunicji, gazu łzawiącego, armatek wodnych i pałek, rzucali też kamieniami w uczestników marszu.
Jedenaście osób ma rany postrzałowe (według dpa - 10), w tym jedna osoba w głowę, a dziesiątki innych podtruło się gazem łzawiącym lub zostało poturbowanych przez uciekających w panice demonstrantów - poinformował lekarz opatrujący rannych w prowizorycznym punkcie pierwszej pomocy.
Do starć między oddziałami gwardii prezydenckiej a demonstrantami doszło również w położonym na południu mieście Taizz. Trzy osoby zostały poważnie ranne, dziesiątki dusiły się gazem łzawiącym - poinformował działacz Nouh al-Wafi.
Do wielotysięcznych demonstracji doszło też w innych dużych miastach - w Ibb, Hudajdzie i Hadramaut. W Adenie na południu kraju normalne życie całkowicie ustało - nie działają urzędy, szkoły ani sklepy. Demonstranci podpalili pojazd i opony, niektórzy siedzieli na głównych drogach, blokując przejazd.
Fala demonstracji w Jemenie została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka.
Salah, będący u władzy od 32 lat, zapowiedział, że odejdzie w 2013 roku, kiedy skończy się jego kadencja. Ogłosił, że nie będzie próbował przekazać władzy synowi.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.