Kardynał Wyszyński nie może zostać przez Polaków zapomniany, to byłaby ogromna niewdzięczność – ocenia o. Gabriel Bartoszewski, odpowiedzialny za przygotowanie materiałów o heroiczności cnót w toczącym się procesie beatyfikacyjnym Prymasa.
Czy Prymas Wyszyński nie męczył się w narzuconej mu przez historię roli przywódcy narodu? Zapewne idąc do seminarium, chciał być po prostu przewodnikiem duchowym, tymczasem...
– Niewątpliwie była to rola trudna, ale przyjął ją z powagą jako wolę Bożą, misję i potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Zarówno wówczas, gdy był na wolności, jak i w okresie uwięzienia. Zawsze potrafił zachować godność, odwołać się do swojej misji danej mu jako pasterzowi przez Boga i papieża, i umiał tej misji bronić. Nie miał tu żadnych kompleksów, a siłę czerpał z modlitwy. Wiadomo, że niekiedy potrafił przerwać rozmowę z przedstawicielami władz i pójść na modlitwę albo kazać im czekać, aż się pomodli. Potrafił to wszystko łączyć, podobnie jak Jan Paweł II, który wypełniając swoją misję, był wszędzie, jak świat długi i szeroki, i jednocześnie niósł wszędzie ducha modlitwy, którą żył.
Czy w przypadku Prymasa możemy mówić o kulcie prywatnym, który jest niezbędny do przeprowadzenia procesu beatyfikacyjnego?
– O to trzeba pytać osoby, które były z nim blisko, które z nim współpracowały. Nie ograniczały się one przecież wyłącznie do domowników i pracowników Kurii, bo przecież bywał on w różnych środowiskach, zaskarbiając w nich sobie szczery szacunek. Zresztą – warto o tym wspomnieć – miał go również u komunistów. Czasem przewrotny, ale jednak. Przynajmniej niektórzy z nich zdawali sobie sprawę, że kiedyś bardzo realna stanie się kwestia beatyfikacji Prymasa. Jeden z funkcjonariuszy na 9 lat przed śmiercią Kardynała wyraził wobec mnie taką właśnie opinię.
Owszem, niekiedy mówi się, że nie ma kultu Prymasa, ale nie jest to prawdą. Ostatnio opublikowaliśmy zbiór świadectw różnych osób – świeckich i duchownych, zwykłych ludzi i uczonych. Ukazują one ich głębokie przekonanie, a przede wszystkim wdzięczność, że łaski, jakie otrzymali – takie jak zmiana w sytuacji duchowej, materialnej, zdrowotnej, rodzinnej – nastąpiły dzięki wstawiennictwu Kardynała.
Prymas Wyszyński postrzegany jest dziś powszechnie jako promotor tzw. katolicyzmu ludowego, masowego, przesadnie maryjnego. Czy taka ocena budzi Ojca sprzeciw?
– To są obiegowe opinie, ukute przez ludzi różnego autoramentu. Opinie te pokutują i niepotrzebnie wpływają na jego negatywny wizerunek. Doradzałbym jednak dogłębne przestudiowanie pism Kardynała, jego teologiczny dorobek. Był człowiekiem głęboko wierzącym. Tajemnice Trójcy Świętej, Jezusa Chrystusa i Matki Bożej „ustawione” były w takiej właśnie kolejności. Jego wielki kult do Matki Bożej był kultem do Matki Jezusa Chrystusa – po to Jezus dał nam Matkę, by za jej pośrednictwem modlić się do Boga, upraszać łaski. Ponieważ u niego to nabożeństwo było szczególne, mogło niektórych razić, ale teologicznie jest poprawne.
Co do ludowości... Lud Boży stanowią wierni różnych grup społecznych, stanów, zawodów, a więc zarówno intelektualiści, jak i ludzie prości. Na miarę możliwości i realiów tamtych czasów kard. Wyszyński utrzymywał kontakt także z intelektualistami, którzy zawsze stanowią pewien wycinek społeczeństwa. Odwoływał się również do ogółu wiernych. I to nie było żadne spłycanie, lecz wypełnianie misji pasterskiej w stosunku do każdego, kogo Pan Bóg stworzył i kto żyje na tej ziemi. Jego inicjatywy duszpasterskie – jak Wielka Nowenna, koronacje obrazów – ocaliły dzięki temu ludowi Polskę, naród i naszą tożsamość. Istotne jest także i to, że Kardynał widział cały lud Boży, wszystkich bronił, nie dzielił.
W Czechosłowacji czy na Węgrzech biskupi próbowali bronić tylko księży diecezjalnych, a zakonników wydali na „pożarcie”. I co? Klasztory opustoszały, niczego więc nie obronili. Natomiast kard. Wyszyński bronił wszystkich wierzących.
A zatarg z intelektualistami ze środowiska „Znaku”, generalnie rzecz biorąc, wokół recepcji idei Soborowych może stanowić jakiś cień czy skazę?
– Na kim?
Na kardynale Wyszyńskim.
– Nie na nim, lecz na drugiej stronie. Nie ulega wątpliwości, że Sobór był wydarzeniem opatrznościowym. Jako kapłan kształcony przed Soborem i dobrze zorientowany w tamtych realiach przyznaję, że soborowe otwarcie Kościoła na świat było czymś koniecznym. Zadziałała Opatrzność Boża. Kardynał podjął to dzieło i umiejętnie tę otwartość realizował. Natomiast ci spośród katolickich intelektualistów, którzy dali się napuścić i jeździli do Watykanu z ulotkami przeciwko Prymasowi, dali świadectwo niebywałego prymitywizmu.
Ciekawa jest metoda wprowadzania przez Prymasa odnowy soborowej, a konkretnie liturgicznej. Czynił to etapami. Najpierw przejście z łaciny na język polski, co zostało poprzedzone listem pasterskim i akcją informacyjną. Dla ludzi nie było to więc zaskoczeniem. Pamiętam, jak w latach 70. przyjechał do nas holenderski kapucyn, który rozkładając ręce, ubolewał, że w Holandii niemal z dnia na dzień łacinę zastąpiono flamandzkim, co spowodowało kompletne zagubienie zwykłych wiernych. Nie wiedzieli, co się stało.
Wiadomo, że Prymas przeciwstawiał się beatyfikacji metropolity Szeptyckiego, wielkiej postaci Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Jaki był powód?
– Kardynał złożył swoje zastrzeżenia, przez jakiś czas proces był spowolniony. Chodziło o sprawy narodowościowe. Natomiast z tego co wiem, proces idzie dalej.
Nie można kard. Wyszyńskiego wybielać i gloryfikować ponad miarę, ale trzeba go stawiać w prawdzie, ukazując w kontekście konkretnej rzeczywistości. On żył tyle lat w komunizmie i każdy rok, miesiąc, dzień przynosił nowe wyzwania, a on każde z nich starał się rozwiązywać.
Wiadomo, że Kardynał prowadził codzienne notatki. Poza kilkunastoma osobami nikt ich nie zna i pewnie prędko nie pozna. Jaki jest ich charakter, historyczna ranga?
– Jest ogromna ilość kazań, które opracowują panie z Instytutu Prymasowskiego. Ale, rzeczywiście, są też tzw. „pro memoria” – codzienne zapiski prowadzone w kalendarzu. Ciekawe o tyle, że spisywane były na bieżąco, żywo oddają więc myśl Autora, który po całym dniu pracy spisywał swoje czynności i refleksje. To delikatna materia, bo myśli te, przelewane na papier na bieżąco, dotyczą wielu różnych osób, w tym żyjących. Lepiej więc, by przez jakiś czas nie zostały opublikowane... Oczywiście, materiał ten został oceniony i uwzględniony w materiałach procesowych, w których jest też cytowany. Rękopisy przechowywane są w Archiwum Archidiecezji Gnieźnieńskiej.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.