Temat niewygodny, wciąż przemilczany, choć liczby są przerażające: 300 tys. dzieci wykorzystywanych jest w działaniach zbrojnych.
To było jedna z tych afrykańskich podróży, które na zawsze wyryją się w sercu. Tuż po przekroczeniu granicy z DR Konga musiałam ukryć wszystkie cenne rzeczy w stercie warzyw, które zajmowały tył wysłużonego jeepa. Usłyszałam, że zanim dojedziemy na misję czeka nas wiele punktów kontrolnych, na których może być różnie. W regionie toczyła się wówczas kolejna wojna. Na jednym ze szlabanów zatrzymali nas rebelianci. Z duszą na ramieniu patrzyłam na może 10-letnich chłopców z karabinami w ręku. Ich czerwone i rozbiegane oczy dowodziły, że byli na narkotykach. Kazali nam otworzyć samochód, bez słowa zabrali karton z piwem i kazali jechać. Potem dowiedziałam się, że wieziemy piwo właśnie po to, by nie szukali dalej. Pod drzwi przesunęłyśmy kolejny karton, jednak tym razem już się nie przydał.
Potem jeszcze kilka razy spotkałam dzieci-żołnierzy. Misjonarze opowiadali mi, że większość młodocianych jest werbowanych pod przymusem. Zdarzają się porwania z domów, ze szkół lub z ulicy. Czasem uprowadzone dziecko zostaje zmuszone do aktów okrucieństwa na członkach rodziny, tak aby bliscy nie chcieli mieć z nim już nic wspólnego i aby możliwość powrotu została odcięta. Dziewczynki są z kolei porywane na niewolnice seksualne. Dzieci wykorzystywane są na wojnach jako tragarze, kucharze, posłańcy, szpiedzy.
Piszę o tym, bo wczoraj obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Czerwonej Ręki. Jest to ogólnoświatowa kampania w obronie dzieci, wykorzystywanych w działaniach zbrojnych. Temat niewygodny, wciąż przemilczany, choć liczby są przerażające. Szacuje się, że ponad 300 tys. dzieci wykorzystywanych jest w działaniach zbrojnych, głównie w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Dzieci-żołnierze zasilają zarówno szeregi rebeliantów, jak i regularne armie. Często rekrutowani są w obozach dla uchodźców, w zamian za przysłowiową miskę zupy. W Nigerii rebelianci Boko Haram wykorzystywali dzieci jako kamikadze, ponieważ łatwiej było im wmieszać się w tłum.
Tylko w Sudanie w minionym roku ONZ doprowadziła do uwolnienia 15 tys. dzieci-żołnierzy. Jednak demobilizacja nie wystarcza do ich reintegracji. Ich psychika jest zrujnowana i, bez pomocy, nie są w stanie normalnie funkcjonować w rodzinie i społeczeństwie. Niestety fundusze na rehabilitację byłych bojowników, które powinny być uważane za inwestycję na rzecz pokoju w celu odbudowy społeczeństw zniszczonych przez konflikt, są wciąż niewystarczające. Większość krajów rozwiniętych nie wykazuje zainteresowania finansowaniem tych projektów, a jedynie sprzedażą broni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.