Brak powszechnej akceptacji społecznej dla gimnazjów - to jedna z rzeczy, które się nie udały, gdy 12 lat temu wprowadzano reformę edukacji - uważa b. minister edukacji, twórca reformy Mirosław Handke.
"To jest ciągle żywy, emocjonalny problem. Jest bardzo dużo przeciwników tych szkół" - mówił Handke, minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka. Tymczasem, jak zaznaczył, są one konieczne "jako rodzaj interface'u, specyficzny łącznik między szkołą podstawową a liceum".
"We wszystkich systemach edukacji, nawet w Chinach, jest taki rodzaj szkoły. To miejsce gdzie dorastający młody człowiek podejmuje pierwsze decyzje na temat przyszłości, gdzie pójdzie dalej, to szkoła, która formuje na dalszą drogę" - mówił były minister.
Jego zdaniem, nie udało się też wprowadzić w gimnazjach na szeroką skalę szkolnych programów wychowawczych z prawdziwego zdarzenia.
Obecna minister edukacji Katarzyna Hall, powołując się na badania opinii publicznej, twierdzi, że jeszcze kilka lat temu uczniowie nie odbierali gimnazjów jako szkół atrakcyjnych, a teraz to się zmienia. "Nauczyciele starają się wychodzić naprzeciw zainteresowaniom uczniów, pobudzać ich aktywność, rozwój. Nauczyliśmy się pracować w gimnazjach. To było bardzo trudne zadanie i wielkie wyzwanie" - powiedziała Hall. Gimnazja to bardzo ważny etap, to tam uczniowie uczą się wybierać co interesuje ich bardziej, a co mniej, tam też uczą się pracy w grupie. "To okres gdy bardzo ważna jest akceptacja otoczenia, grupy" - zaznaczyła.
Pierwszy minister edukacji po przełomie 1989 r., prof. Henryk Samsonowicz, chciałby, aby w przyszłości gimnazja stały się szkołami, które nie tylko uczą odpowiadać na pytania, ale także uczą uczniów je stawiać.
Podczas kongresu edukacji omawiany jest m.in. przygotowany przez Instytut Badań Edukacyjnych "Raport o stanie edukacji. Społeczeństwo w drodze do wiedzy". Pozytywnie ocenia on wprowadzenie gimnazjów w polskim systemie edukacji. Dokument - powołując się na badania PISA - stwierdza m.in., że w ostatnich latach poprawiły się wyniki polskich uczniów w czytaniu, w matematyce i w naukach przyrodniczych. Problemem pozostaje jednak zróżnicowanie gimnazjów, szczególnie w dużych miastach, na lepsze i gorsze, co jest niezgodne z potrzebą wyrównywania szans na dobrą edukację.
Byli ministrowie edukacji wraz z obecną szefową MEN odnieśli się także do zewnętrznych egzaminów maturalnych. Handke zaproponował, by w przyszłości znieść na egzaminie maturalnym próg, po przekroczeniu którego egzamin jest zdany.
Obecnie by uzyskać świadectwo dojrzałości maturzysta musi zdać trzy obowiązkowe egzaminy na poziomie podstawowym: z polskiego, matematyki i języka obcego nowożytnego, oraz dwa egzaminy ustne: z polskiego i języka obcego. Aby zdać egzamin abiturient musi uzyskać co najmniej 30 proc. punktów możliwych do uzyskania z danego egzaminu.
Według Handkego maturzysta powinien zdać egzamin niezależnie od tego czy uzyskał 20 czy 90 proc. punktów, a to uczelnie powinny decydować czy może on u nich studiować czy nie. Jak mówił, likwidacja progu wcale nie musi działać demotywująco.
Hall przypomniała, że do celów rekrutacyjnych do szkół ponadgimnazjalnych brane są m.in. wyniki z egzaminu gimnazjalnego, gdzie nie ma progu zdawalności. "Uczniowie wiedzą jak ważny jest wynik i uczą się intensywnie do niego" - zaznaczyła.
I Kongres Polskiej Edukacji rozpoczął się w niedzielę, 5 czerwca, w Warszawie, potrwa dni. Uczestniczy w nim ok. dwa tys. osób, w tym nauczyciele i dyrektorzy szkół, przedstawiciele uczelni wyższych i samorządowcy. Przedsięwzięcie ma służyć przygotowaniu strategii dla polskiego systemu edukacyjnego na najbliższe 20 lat.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.