Tak mówił były minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka – prof. Mirosław Handke. Trudno nie przyznać mu racji
5 czerwca w Warszawie rozpoczął się bowiem I Kongres Polskiej Edukacji. Ministrowie poprzednich rządów podsumowują, co dobrego wynikło z reform systemu szkolnictwa, a co nie do końca się udało. Prof. Handke podczas tego właśnie spotkania mówił, że do tej pory nie udało się zyskać społecznej akceptacji dla gimnazjów, chociaż reformę szkolnictwa wprowadzono już 12 lat temu.
Gimnazja to nic nowego. Były już przed wojną. Do gimnazjum chodził przecież Karol Wojtyła. W literaturze polskiej uczeń gimnazjum to nie był już byle kto. Gimnazjaliści byli narybkiem polskiej inteligencji. Gimnazja kształtowały elitę.
A dzisiaj? Wielu nauczycieli dostaje gęsiej skórki na myśl o lekcjach w gimnazjum. Te szkoły mają być początkiem przygotowania młodych ludzi do tego, co będą robić w przyszłości. Mają ukierunkować ich zainteresowania. Mają być pośrednim etapem między szkołą podstawową a liceum. To taka metafora - okres przejściowy między dzieciństwem a wstępem do dojrzałości.
Tymczasem dojrzałość w gimnazjach zdaje się być utopią. Jak można mówić o jakiejkolwiek dojrzałości, skoro uczniów gimnazjów w świetle prawa i tak traktuje się jak dzieci. Gimnazjalista, który lada chwila ma podjąć decyzję o swojej przyszłości, nie ma prawa do decydowania w żadnych innych kwestiach. Więcej, konsekwencji ewentualnych złych jego decyzji ponoszą za niego inni. Jeśli gimnazjalista ulegnie w szkole wypadkowi, to nie on jest winien, ale szkoła. Tak, jakby nie miał własnego rozumu i nie potrafił przewidzieć, że jak wejdzie na drzewo, to może spaść.
Problem dotyczy nie tylko gimnazjów. Dotyka także szkół ponadgimnazjalnych. Skrajny przykład: w wieku lat 18 według prawa może założyć rodzinę, ale jeśli nie chce na przykład jechać na szkolną wycieczkę, musi przynieść usprawiedliwienie od rodziców.
Przecież to paranoja. Z jednej strony oczekuje się od gimnazjalistów, żeby podejmowali życiowe decyzje, żeby byli poważni, odpowiedzialni. Z drugiej strony traktuje się ich niewiele lepiej niż przedszkolaków. Gimnazja nie wychowują do odpowiedzialności. Moim zdaniem to główny powód, dla którego przez 12 lat nie zyskały społecznej aprobaty.
Wychowanie to pokazywanie, że każda akcja ma swoją reakcję. Każdy czyn ma swoje konsekwencje. Tymczasem w gimnazjach tego brakuje. Szkoła praktycznie bezwarunkowo odpowiada za uczniów. Ma zorganizować im czas, zapewnić bezpieczeństwo - w efekcie praktycznie za nich myśli. W warunkach, jakie stwarza dzisiejsze prawo, za ucznia odpowiada każdy, tylko nie on sam. Dopóki to się nie zmieni, gimnazja nie będą niczym innym niż podstawówką dla trochę starszych dzieci, a takie raczej nie mają co liczyć na społeczną akceptację nawet przez następne nie tylko 12, ale 120 lat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.