Akcja dzieje się w dodatku w budynku włoskiej parafii Salvatonica w Bondeno, niedaleko Ferrary. Mieści się tam m.in. dom opieki. Ostatnie miesiące aresztu domowego odsiadywał tam także 28-letni Filippo Negri...
Na plebanii rankiem 24 czerwca wybuchł pożar. Bilans: 86-letnia poparzona staruszka oraz dwie osoby podtrute czadem. Mogło być jednak o wiele gorzej...
W momencie wybuchu pożaru gośćmi domu opieki zarządzanego przez proboszcza ks. Giorgia Lazzarato było ok. 10 osób. Nagle na pierwszym piętrze pojawiły się płomienie i czarny dym, z nieznanych na razie przyczyn. Na miejsce wezwano strażaków, karabinierów, lekarzy i ratowników.
"Najbardziej ucierpiała 86-letnia kobieta, która przebywała w swoim pokoju. Została przetransportowana śmigłowcem pogotowia do szpitala Bufalini w Cesenie, z poparzeniami drugiego stopnia twarzy i nóg. Na szczęście jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Próbując się ratować, już miała rzucić się przez okno, gdy z pomocą przyszedł jej młody gość placówki" – relacjonuje Davide Soattin w "Corriere della Sera", największym dzienniku mediolańskim.
Było trochę jak filmie o walce dobra ze złem. We wspólnocie od trzech dni przebywał 28-letni Filippo, który przybył tu odbyć ostatnie miesiące aresztu domowego, po wcześniejszej odsiadce także w więzieniu. Widząc, co się dzieje, pobiegł do sąsiada – rolnika po pomoc. Wziął od niego drabinę, złapał gaśnicę i wspiął się do okna na pierwszym piętrze. Nie zastanawiając się wiele, wsadził 86-latkę na plecy i zniósł ją w bezpieczne miejsce, podczas gdy pozostali mieszkańcy domu dzwonili po pomoc.
Filippo opowiadał potem, że w momencie wybuchu pożaru był w łazience na pierwszym piętrze. Kiedy wyszedł, zauważył mały ogień po prawej stronie piętra. Pobiegł na dół po gaśnicę i by wezwać pomoc, ale gdy wrócił na górę, ogień już objął suszące się ubrania, materace i drewniane elementy. "W ciągu kilku sekund całe piętro było spowite czarnym dymem" – relacjonował.
Domyślił się, że starsza pani została uwięziona w swoim pokoju. Pobiegł jeszcze raz na dół, po drabinę. "Była zbyt krótka, kiedy wziąłem tę panią na plecy, musiałem jeszcze doskoczyć. Kobieta była niezwykle zwinna, nawet jeśli nie znaleźlibyśmy drabiny, coś byśmy wymyślili. No przecież nie mogłem jej tam zostawić, by umarła, choć wydawało się, że sytuacja jest zła. Wystarczyłyby dwie sekundy dłużej, a ta pani umarłaby w wyniku poparzeń" – opowiadał bohater zdarzenia.
Historię opisał m.in. "Corriere della Sera", zamieszczając zdjęcia Filippo oraz z miejsca zdarzenia:
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.